Biedni uczniowie idą do gorszych klas

 
Osobne klasy dla lepszych i gorszych
Źródło: SXC

Bogatsze dzieci oddziela się od biedniejszych, a zdolniejsze uczą się w innej klasie niż te mniej zdolne - to praktyka w co piątej polskiej podstawówce. Według raportu naukowców i pedagogów równe traktowanie uczniów jest fikcją - alarmuje "Dziennik".

Sposób jest prosty - rozdaje się rodzicom ankiety zawierające informacje o miejscu pracy, stanowisku, zarobkach, liczbę pokoi w mieszkaniu. Potem zapada decyzja: do jednej klasy pójdą dzieci prawników, inżynierów i lekarzy, a do drugiej dzieci ekspedientek, robotników i bezrobotnych.

Segregacja w polskich szkołach jest faktem. Wielu dyrektorów bez ogródek przyznaje, że dzieci mniej zdolnych nie przyjmuje, bo zaniżają poziom placówki i jej miejsce w rankingach. Często do szufladki "nie dość dobre dla mojej szkoły" trafiają dzieci z biedniejszych rodzin, których rodziców nie stać na dodatkowe zajęcia czy korepetycje.

Stygmat nieudacznika

Na to, jak bardzo szkodliwa jest taka segregacja, zwraca uwagę prof. Marek Safjan, przewodniczący konwersatorium "Doświadczenie i Przyszłość", które przygotowało raport o polskich szkołach. - Gdy gorzej uczące się dzieci trafiają do "gorszych" klas, dostają stygmat nieudacznika. Są wpychane w kanał bezradności, z którego trudno się wydostać. Więc nie jest to tylko ich problem, ale także problem społeczny - mówi gazecie Safjan. Takie praktyki mają miejsce, według raportu, w co piątej publicznej podstawówce.

Takie praktyki mają miejsce w niemal każdym polskim mieście. Ale także na obrzeżach metropolii, gdzie w rejonowych szkołach spotykają się dzieci miejscowych rolników i dzieci przedstawicieli klasy średniej, którzy kupili dom za miastem. Często ci bogatsi rodzice nalegają, by ich pociechy nie mieszały się z - jak mówią - "lokalsami". Zdarza im się nawet sugerować, że jeśli ich żądania nie zostaną spełnione, to przeniosą dzieci do szkoły w mieście - alarmuje "Dziennik".

Segregacja pod płaszczykiem

Same szkoły - jak wynika z badań Instytutu Spraw Publicznych - często uzasadniają segregację chęcią lepszej organizacji pracy. Pojawia się więc np. podział na klasy "świetlicowe" i "nieświetlicowe", a więc złożone z uczniów miejscowych lub dojeżdżających. Jeszcze inny mechanizm to tzw. klasy pakietowe - do jednej trafiają uczniowie, których rodzice płacą za dodatkowe zajęcia z angielskiego, muzyki i informatyki. W drugiej nie ma żadnych zajęć dodatkowych, bo opiekunów na nie nie stać.

Źródło: "Dziennik"

Czytaj także: