Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie znalazła się na skraju bankructwa - alarmuje "Rzeczpospolita". Jak pisze gazeta, brakuje pieniędzy na przechowywanie bezcennego archiwum gromadzonego przez 20 lat działalności.
Jak mówi "Rz" prezes fundacji Dariusz Pawłoś, koszty pochłania przede wszystkim czynsz za pomieszczenie, w którym przechowywane są zbiory. - Roczny koszt utrzymania naszych zasobów to 1,5 mln zł. Nie mamy tych pieniędzy i nikt nie chce nam pomóc - dodaje.
Dotąd pieniądze pochodziły od niemieckich firm i rządu. Te jednak skończyły się z chwilą wypłacenia przez rząd odszkodowań wszystkim poszkodowanym pracownikom, wywożonym w czasie wojny do Niemiec lub krajów okupowanych przez Niemcy.
Gdybyśmy upadli, archiwa państwowe musiałyby przejąć nasze zbiory. Ale nie chcemy upaść, realizujemy przecież inne cele. Dariusz Pawłoś, prezes fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie
Fundacja zgromadziła do tej pory akta dotyczące około miliona osób. To m.in. oryginalne zdjęcia polskich robotników w Niemczech, pamiętniki, przepustki drukowane na płótnie.
Archiwa bez dostępu
Placówka chciałaby, by zbiór przejęły archiwa państwowe. Ale jak mówi prezes fundacji, jest to niemożliwe, bo zbiory nie są skatalogowane zgodnie z zasadami archiwów państwowych. - Gdybyśmy upadli, archiwa musiałyby przejąć nasze zbiory, ale przez kilka lat, zanim by je skatalogowano, nie można by było z nich korzystać - ostrzega Pawłoś.
Gromadzenie dokumentów to nie jedyne zadanie fundacji. Wciąż zgłaszają się do niej byli przymusowi robotnicy o wydanie kopii dokumentów, bo wciąż składają wnioski do urzędów ds. kombatantów o dodatki do świadczeń. Polsko-Niemieckie Pojednanie organizuje również warsztaty dla młodzieży, przygotowuje autorskie publikacje, bierze też udział w rewitalizacji obozu zagłady w Sobiborze.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24