Przepraszam tych, których hejtowałam. Żałuję tego. Chciałabym umieć cofnąć czas - napisała w oświadczeniu opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" Emilia, która - jak sama mówi - brała udział w akcji dyskredytowania sędziów, która miała być koordynowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości. "Polska, Polacy, muszą poznać prawdę o tym, jak działa machina propagandy i niszczenia ludzi w Polsce" - dodała.
O akcji dyskredytowania sędziów sprzeciwiających się zmianom w sądownictwie i udziale w tej akcji ówczesnego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka napisał w poniedziałek Onet.
Za rozsyłanie kompromitujących materiałów bezpośrednio miała być odpowiedzialna współpracująca z Piebiakiem kobieta o imieniu Emilia (redakcja Onetu zna jej nazwisko, jednak go nie publikuje).
"Wierzyłam, że walczę ze złymi ludźmi"
"Nie robiłam tego ani dla siebie, ani dla pieniędzy, ani tym bardziej, jak to gdzieś wyczytałam, dla jakiegoś miejsca na liście wyborczej. To nie jest jakiś spisek. Ani nikt mnie nie kupił" - tłumaczyła Emilia.
Dodaje, że "jest zwykłą polską dziewczyną, jakich wiele". "Chciałam mieć dom, rodzinę, kochającego męża, dzieci. Kocham Polskę, moje serce było i jest po prawej stronie" - pisze kobieta.
Przyznała, że "czuje się oszukana i wykorzystana". "Tak, ten cały hejt robiłam dla Polski. Ponieważ wierzyłam, że walczę ze złymi ludźmi. Przyjmowałam za prawdę, że Polsce szkodzi kasta, czyli konkretni sędziowie, którzy sprzeciwiają się robieniom porządków w wymiarze sprawiedliwości. Jak to, takie indywidua miały być polskimi sędziami? Miały wydawać wyroki w imieniu Polski z polskim godłem na pierwszej stronie? Mieli dalej krzywdzić ludzi? Byłam naiwna, wierzyłam, że proszą mnie o pomoc ci lepsi, ci, którym Polska, a nie własna kariera i kieszeń leżą na sercu. Patrioci, prawdziwi Polacy" - czytamy w oświadczeniu.
"Polacy muszą poznać prawdę o tym, jak działa machina propagandy i niszczenia ludzi w Polsce"
Emilia napisała, że "na własnej skórze odczuła, jak działa ta maszyna zakłamania, manipulacji, hejtu i gnębienia".
Zaznaczyła, że "nie chce wchodzić w szczegóły, bo będą one przedmiotem postępowań sądowych".
"Zostałam zdradzona, upodlona, zostawiona sama sobie, bez niczego, bez pracy, pieniędzy, dachu nad głową, ale za to z grupą wrogów - osób, na które hejtowałam i osób, które mnie do tego hejtu zaangażowały. Klapki opadły mi z oczu. Te metody, wzięte z poprzedniego ustroju. To, co robiłam, było obiektywnie złe. Nie da się tego usprawiedliwić. Przepraszam tych, których hejtowałam. Żałuję tego. Chciałabym umieć cofnąć czas" - dodaje. Emilia twierdzi, że "Polska, Polacy, muszą poznać prawdę o tym, jak działa machina propagandy i niszczenia ludzi w Polsce".
"A ja chcę móc po prostu spokojnie żyć i czuć się bezpieczna. Teraz się boję. Otrzymuję groźby. Tak naprawdę nie wiem, do czego zdolni są ci ludzie, skoro byli zdolni do tego, co robili i o czym wreszcie możecie przeczytać" - napisała.
"Swoje czyny przypłaciłam moim życiem osobistym, zdrowiem oraz moimi finansami. Nie mam nic do stracenia" - kończy oświadczenie.
Emilia prostuje informacje na swój temat
Do oświadczenia Emilia dodała pięć punktów, w których prostuje pojawiające się w sieci informacje.
"1. Tak, miałam problemy z alkoholem, przeszłam załamanie nerwowe. Nie, nie jestem niepoczytalna.
2. Tak, mam adwokatów, którzy zajmują się prowadzeniem moich spraw karnych i rodzinnych. Będą również prowadzić sprawy o naruszenie dóbr osobistych. Nie, nie jest to mecenas Giertych, jak pisze to troll-konto KastaWatch na Twitterze. Kuba pozdrawiam. Przestań kłamać.
3. Nie, nie kandydowałam nigdzie, nie chciałam kandydować, nikt mi nie obiecywał miejsca na listach, to śmieszne. Zabawna jest sugestia, że mój coming out wiąże się z listami wyborczymi. Mam wyrzuty sumienia, bardzo ciężko się z nimi żyje. Próbuję jakoś naprawić wyrządzone zło. Zacząć życie z czystym sumieniem, na nowo.
4. Nie, w ujawnieniu mechanizmu manipulowania ludźmi przez szkalowanie sędziów nie brało udziału Stowarzyszenie Św. Michała z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Ani Opus Dei czy Illuminati - jak donosi Twitter.
5. Nie, nie "handlowałam" korespondencją, ani nigdy nikomu nie oferowałam jej do sprzedaży."
Autor: ads/adso / Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock