Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zaprzeczyła, by jej oficerowie byli związani z oferowaniem nagrań z nielegalnych podsłuchów, o czym napisała czwartkowa "Gazeta Wyborcza", powołując się na tajne akta śledztwa w sprawie tzw. afery podsłuchowej.
Według czwartkowej "GW" w tajnych tomach akt śledztwa ws. afery podsłuchowej jest notatka CBA o tym, że nielegalnie podsłuchaną rozmowę Donalda Tuska z Janem Kulczykiem w rządowej willi premiera na Parkowej w Warszawie w pierwszej połowie 2014 r. oferowały osoby posiadające to nagranie i 700 godzin innych nielegalnych podsłuchów, wśród nich dwóch byłych oficerów ABW. Rzecznik prasowy Agencji płk Maciej Karczyński powiedział, że "nie jest prawdziwy wątek rzekomego udziału oficerów Urzędu Ochrony Państwa lub ABW" opisany w gazecie. Zapewnił, że każda informacja w sprawie tzw. afery podsłuchowej jest na bieżąco sprawdzana, a wszystkie ustalenia przekazywane prokuraturze. Ze względu na tajność materiałów nie chciał odpowiadać na inne pytania. Rzecznik prasowy CBA Jacek Dobrzyński poinformował z kolei, że nie komentuje treści artykułu w "GW".
- Nie wypowiadamy się w tej sprawie - powiedział Dobrzyński.
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur nie chciała informować, co znajduje się w tajnej części akt, i przypomniała, że ujawnianie materiałów niejawnych jest przestępstwem.
- W żaden sposób nie ustosunkuję się ani nie ujawnię, co jest w naszych materiałach tajnych, bo popełniłabym przestępstwo, i każdy, kto ujawnia, co jest w materiałach niejawnych, popełnia przestępstwo - powiedziała rzecznik Mazur. Podkreśliła, że prowadzone śledztwo dotyczy nagrań z dwóch warszawskich restauracji - Sowa & Przyjaciele i Amber Room. - Parkowa jest poza naszą właściwością - dodała. Również koordynator służb specjalnych Marek Biernacki, z którym rozmawiała PAP, nie chciał komentować artykułu.
"Grupa wiedeńska"
Czwartkowa "GW" podała, że z tajnej notatki CBA opartej na informacjach agentury wynika, iż kilku byłych funkcjonariuszy służb specjalnych dysponuje ok. 700 godzinami nielegalnych nagrań. Nazwa "grupa wiedeńska" miała wziąć się stąd, że odsłuchy fragmentów nagrań do sprzedaży odbywały się w Wiedniu. W notatce padają dwa nazwiska byłych oficerów ABW, którzy są w tej sprawie pośrednikami - podała gazeta - a jeden z nich to kpt. Bogusław T. z delegatury we Wrocławiu, który w ABW prowadził postępowanie w sprawie Falenty, a potem dla niego pracował. "GW" przypomniała, że podejrzanymi są Marek Falenta, jego współpracownik i dwóch kelnerów, a tajne materiały wskazują na inne niż Falenta osoby mogące stać za aferą. Według czwartkowej "Wyborczej" z notatki CBA z tajnych akt wynika, że Kulczyk rozmawiał z Tuskiem o swoich inwestycjach na Ukrainie i oczekiwał, że ABW ochroni go przed ewentualną rosyjską prowokacją. Justyna Kobos z Kulczyk Holding poinformowała, że spółka nie komentuje publikacji w "Gazecie Wyborczej".
W tajnych materiałach ma być informacja, że catering na spotkanie w rządowej willi zapewniała restauracja Sowa & Przyjaciele, ale zaprzeczyli temu zarówno właściciel restauracji, jak i b. rzecznik rządu Paweł Graś, który potwierdził sam fakt godzinnego spotkania dotyczącego inwestycji na Ukrainie - napisała "GW". Według gazety z tajnej części akt wynika, że już po wybuchu afery podsłuchowej Kulczyk zawiadomił ABW, że "jednym z inspiratorów nagrań mógł być jego dawny współpracownik, mieszkający w USA działacz polonijny", z którym zerwał współpracę, podejrzewając, że jest przez niego oszukiwany. O sprawie Kulczyk miał też rozmawiać z prezesem NIK, b. ministrem sprawiedliwości Krzysztofem Kwiatkowskim - informuje "GW" na podstawie tajnych akt. Rzecznik NIK Paweł Biedziak zaraz po wybuchu afery podsłuchowej informował o takim spotkaniu z Kulczykiem i o tym, że prezes przekazał ABW notatkę sporządzoną niezwłocznie po spotkaniu z przedsiębiorcą. Do rozmowy doszło 10 czerwca 2014 r. w siedzibie Polskiej Rady Biznesu, w której mieści się restauracja Amber Room.
Przedłużone śledztwo
W połowie czerwca śledztwo zostało przedłużone do połowy września. Prokurator Generalny Andrzej Seremet zapowiadał, że nie będzie dalej przedłużane i zakończy się aktem oskarżenia. Prokuratura nadal czeka na informację o pomocy prawnej ze Stanów Zjednoczonych. Prokuratura pytała stronę amerykańską o użytkowników serwerów - tzw. "chmury", na których umieszczono nagrania. Śledztwo dotyczy podsłuchiwania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Zarzuty dotyczące współudziału w nieuprawnionym zakładaniu i posługiwaniu się urządzeniem nagrywającym oraz ujawnieniu utrwalonych rozmów innym osobom usłyszeli dwaj biznesmeni, w tym Marek Falenta oraz dwaj pracownicy restauracji, w których dokonywano podsłuchów. Grozi za to do dwóch lat więzienia. Falenta nie przyznał się do tych zarzutów i zapewnia, że jest niewinny. Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi inne śledztwo - w sprawie upublicznienia legalnie wykonanych fotokopii akt tego śledztwa i postawiła zarzut Zbigniewowi S. Po nielegalnym upublicznieniu tych akt z funkcji w rządzie zrezygnowały osoby, które - jak mówiła premier Ewa Kopacz - "pojawiają się na taśmach". Również marszałek Sejmu Radosław Sikorski zrezygnował z funkcji.
Autor: mac//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24/wyborcza.pl