W czwartek mija 10 lat od momentu, gdy ze swojego domu zniknął Krzysztof Olewnik - syn znanego płockiego przedsiębiorcy. 5 września 2003 roku, po ponad dwóch latach przetrzymywania, porywacze, mimo dostarczenia okupu, zamordowali go. Po latach prac prokuratury i komisji śledczej wciąż nie wiadomo, kto i dlaczego kazał porwać Olewnika. - Winna jest zmowa milczenia, która tam trwa - twierdzi Maciej Duda, dziennikarz tvn24.pl.
26 października 2001 roku Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa, zorganizował w domu syna na przedmieściach Drobina na Mazowszu przyjęcie dla policjantów z płockiej drogówki. Chciał ich przeprosić za zachowanie syna z wiosny 2001 roku. Krzysztof nie dał się wtedy wylegitymować, powołując się na znajomości ojca w policji.
Na imprezie byli funkcjonariusze z Drobina i znajomi Olewników. Oficjalnie goście rozeszli się około godz. 22-23, bowiem wtedy skończyła się wódka. Niedługo potem Krzysztof Olewnik został porwany. Od tego momentu zaczynają się już znaki zapytania.
Zabity mimo okupu
Zwłoki Krzysztofa Olewnika znaleziono zakopane w lesie dopiero w 2006 roku. Udało się ustalić, że został zamordowany we wrześniu 2003 roku - dwa miesiące po tym, jak rodzina zgromadziła i przekazała porywaczom 300 tys. euro, których żądali.
Miejsce ukrycia zwłok w 2006 roku wskazał policjantom jeden z zatrzymanych zabójców Olewnika: Sławomir Kościuk, który jak się okazało, pomagał drugiemu zabójcy - Robertowi Pazikowi w uduszeniu ofiary. Do początku 2010 roku nie jednak było nawet pewne, czy to ciało Krzysztofa Olewnika leży w grobie z jego nazwiskiem.
W marcu 2008 roku, po dwóch latach pracy prokuratury w Płocku tamtejszy sąd skazał 10 oskarżonych. Wyrok miał usłyszeć też domniemy szef grupy Wojciech Franiewski, ale rok wcześniej powiesił się w areszcie. Ośmioro oskarżonych o udział w porwaniu bądź pomoc w przetrzymywaniu uprowadzonego usłyszało wyroki od roku (w zawieszeniu na trzy lata) do 15 lat pozbawienia wolności. Sławomir Kościuk i Robert Pazik zostali skazani na dożywcie. Pierwszy popełnił samobójstwo kilka dni, a drugi kilka miesięcy później.
W połowie 2009 roku powiesił się też strażnik, który ich pilnował. Mimo wielu kontrowersji, śledztwa w tych sprawach zostały w końcu umorzone
Kilka lat śledztw, kilka wyroków i zarzutów
Sprawa porwania i zabójstwa Olewnika ma jednak dużo więcej niewiadomych i wątpliwości. Wciąż nieznani pozostają mocodawcy zabójstwa i ich prawdziwe motywy. Zastanawiające są też kolejne problemy pojawiające na różnych etapach śledztwa.
W 2007 roku przyczyny porwania zaczęła wyjaśniać olsztyńska prokuratura Okręgowa. W maju 2008 roku sprawa została przeniesiona do Gdańska.
W 2009 roku powstała sejmowa komisja śledcza do wyjaśniania tej sprawy. Zakończyła prace w maju 2011 roku przyjęciem raportu dotyczącym zaniedbań funkcjonariuszy publicznych. Nie był to jednak sukces. - To przed prokuratorami stoi wskazanie winnych zaniedbań. My pokazaliśmy w raporcie patologie. Oni powinni dotrzeć do nieznanych uczestników zbrodni, być może ustalić także jej mocodawcę - mówił jeden z jej członków, Mariusz Kamiński z PiS.
Szara strefa między władzą i biznesem
A to, że w małym środowisku istniały patologie i nieformalne powiązania władzy i biznesu, wiadomo było od dawna. Zarzuty usłyszeli m.in. trzej policjanci, którzy prowadzili śledztwo i zostali oskarżeni o niedopełnienie obowiązków, i jeden z policjantów, który był na imprezie (dostał zarzut nielegalnego handlu bronią). Sprawa tego ostatniego badana jest równolegle z działalnością biznesową Krzysztofa Olewnika i jego wspólnika - Jacka K., podejrzanego o pomoc w porwaniu.
Zarzuty sfałszowania wyników ekspertyz oraz niedopełnienia obowiązków w związku z badaniami DNA Krzysztofa Olewnika wykonywanymi w 2006 roku usłyszała również naczelnik Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie, Jolanta Ł.-B. oraz biegły pracujący w tym samym laboratorium - Bogdan. Z.
Przełom
Kiedy w maju tego roku komisja śledcza kończyła swój raport i wydawało się też, że prokuratury ustalą niewiele więcej, nastąpił przełom. Śledczy stwierdzili, że jakiś czas po tym, jak w domu Krzysztofa skończyła się impreza z policjantami, zaczęła się druga. W trakcie jej trwania mogła zostać zamordowana nieznana dotąd osoba. Świadczyć mają o tym ślady krwi na sofie, której DNA nie pasuje ani do nikogo z poprzedniej imprezy, ani do Krzysztofa. W 2011 roku śledczy dokładniej obejrzeli też wszystkie filmy policyjne nakręcone 27 października 2001 roku i stwierdzili, że różnią się one od siebie np. ustawieniem mebli, czy właśnie tym, że na jednym sofa jest wyczyszczona z krwi. (PRZECZYTAJ TEKST TVN24.PL O MAJOWYM PRZELOMIE)
- To przewraca śledztwo do góry nogami. Przewróci wyroki sądów – mówił po ujawnieniu tych rewelacji tvn24.pl ojciec Krzysztofa - Włodziemierz. Te informacje, jak i ujawnione w sieci dokumenty ze sprawy Olewnika naprawdę nadały jej nowego biegu. Teraz śledczy skupiają się na analizie krwi z domu Krzysztofa. Według najnowszych doniesień ma w tym pomóc ekspert medycyny sądowej z Niemiec.
Zmowa milczenia
Od 10 lat o wyjaśnienie sprawy walczy też rodzina Olewnika, głównie ojciec i siostra. W tym celu w mediach pojawiają się równie często, co w sądach. Wielokrotnie zwracali uwagę na nieprawidłowości w śledztwie - począwszy od pracy policji po prokuraturę. Wielokrotnie podkreślali też, że przestają wierzyć w państwo, które przez tyle lat nie potrafi wyjaśnić tak tragicznej zbrodni.
O tym, dlaczego tak trudno wyjaśnić tę sprawę mówi Maciej Duda, dziennikarz śledczy tvn24.pl. - Trzeba znać specyfikę Drobina. To małe miasto, gdzie wszyscy się znają i panuje zmowa milczenia. Tam nawet pod zarzutem składania fałszywych zeznań, ludzie nie mówią całej prawdy - stwierdza. Podkreśla też, że w całej sprawie jest wiele rozbieżnych zeznań, choćby takie, że Krzysztof był widziany w czasie, kiedy miał już być przetrzymywany, co było przez jakiś czas podstawą tezy o samoporwaniu.
Źródło: tvn24.pl