Poszukiwany listem gończym były senator Henryk Stokłosa jeszcze w styczniu leczył się u dentysty w stolicy Niemiec - wynika z dokumentu, do którego dotarła "Rzeczpospolita".
Na początku roku pojawiły się pogłoski, że Stokłosa w grudniu uciekł do Ameryki Płołudniowej. Według informacji gazety, przedsiębiorca cały czas był w Europie. Z Polski wyjechał 3 grudnia ubiegłego roku. W styczniu był w Berlinie. Co tam robił?
- Nie wiem, nie miałem z nim wtedy kontaktu - powiedział "Rzeczpospolitej" Marek Barabasz, rzecznik firmy Farmutil, należącej do Stokłosy. Wcześniej utrzymywał, że przedsiębiorca jest w Polsce.
Jednak według dokumentów, pod koniec stycznia Stokłosa poszedł w Berlinie do dentysty. Po wizycie wziął od lekarza zaświadczenie, zaś 22 stycznia po południu spotkał się z notariuszem dr. Christophem Binge. Prawnik swoją pieczęcią poświadczył autentyczność zaświadczenia. Po co tyle zachodu? Zdaniem gazety, dokument od berlińskiego notariusza i lekarza był potrzebny polskim adwokatom Stokłosy, by złożyć do sądu wniosek o wydanie biznesmenowi listu żelaznego, który gwarantowałby mu nietykalność.
Czy Stokłosa nadal ukrywa się w Niemczech? List gończy za biznesmenem Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wydała 31 stycznia, to jest dziewięć dni po wizycie Stokłosy u lekarza w Berlinie. W tym czasie mógł on wyjechać do innego kraju - pisze dziennik. Gazeta dotarła też do wniosku adwokatów o list żelazny dla Stokłosy, w którym nie chcą oni ujawnić, gdzie jest ich klient. Obawiają się, że ujawnienie kraju jego pobytu może spowodować akcję zmierzającą do ujęcia Henryka Stokłosy, zanim dojdzie do decyzji procesowej w sprawie listu żelaznego.
Źródło: Rzeczpospolita