„Pa francuski - Savoir-vivre”. Rzekł były prezydent do studentów na Ukrainie. Mówił powoli, cedząc każdą literkę. Mówił wyraźnie by być dobrze zrozumianym. W końcu mówił trzema jezykami. Po angielsku, rosyjsku i „pa francuski”.
Choć akurat w tym ostatnim języku użył dość znanego zwrotu. W skrócie – według Wikipedi – oznaczającego ogładę, dobre maniery, znajomość obowiązujących zwyczajów, form towarzyskich i reguł grzeczności obowiązujących w danej grupie. No proszę, spece LID-u od ratowania w sytuacjach kryzysowych powinni zaraz po tym incydencie przejrzeć Internet by mieć gotowa odpowiedź dla szturmujących ich dziennikarzy.
No może ogłady w tym nie było. Dobrych manier, któż to wie (bo przecież nie wiemy jak były prezydent zachowywał się przy stole gdy to i tamto polewano). No ale znajomość obowiązujących zwyczajów – to według wszystkich stereotypów była. Reguły grzeczności obowiązujące w danej grupie - chyba tez. Były prezydent nie przeklinał, nie wyzywał, ot grzecznie odpowiadał na pytania. Starając się być dobrze zrozumianym mówił dodatkowo bardzo wyraźnie i wolno. Dodając fakt, że studenci tez abstynentami raczej nie są, to sytuacja dla speców od PR jest do uratowania.
Wystarczy tej pseudoobrony. Tak naprawdę uważam ten incydent za niepotrzebny, wstydliwy i w ogóle. A jeszcze większe pretensje mam do tych, którzy nieudolnie bronili Aleksandra Kwaśniewskiego. Do tych, którzy rzucali, że mówił pięknie po rosyjsku i takiej znajomości języka tylko pozazdrościć. Jako mówiący słabo po rosyjsku powiem tak! Pozazdrościć! Chociaż formy już nieco mniej. Szczególnie w trakcie publicznego wystąpienia, a tym bardziej spotkania z młodzieżą.