Niedługo w spiralę zadłużenia może wpaść wielu Polaków. To ci, którzy stają na głowie, żeby kupić mieszkanie - pisze "Dziennik".
Powołując się na dane Open Finance, firmy zajmującej się doradztwem finansowym, "Dziennik" pisze, że w Warszawie i Krakowie ceny mieszkań są już tak wysokie, że na zakup mogą pozwolić sobie tylko osoby zarabiające ponadprzeciętnie.
Nic w tym dziwnego - średnia cena metra kwadratowego w nowo wybudowanym lokalu przekracza tu 8 tys zł. Wysokość przeciętnych kredytów zbliża się tu do 400 tys. zł, a miesięczne raty przekraczają 2 tys. zł.
W miastach, gdzie ceny są nieco niższe, na mieszkania ciągle stać Polaków zarabiających średnią krajową (czyli około 2,6 tys. zł miesięcznie). Tak jest m.in. we Wrocławiu, w Gdyni i Katowicach. Ale i tam kredyty hipoteczne są gigantycznie wysokie: średnio grubo przekraczają 200 tys. zł.
Niewielu stać na taką pożyczkę, dlatego banki coraz bardziej wydłużają maksymalny okres kredytowania. Są już nawet takie, które godzą się na 50 lat spłaty. Balansowanie na granicy zdolności kredytowej to jednak spacer po linie - ocenia gazeta. W razie podwyżki stóp procentowych ze spłatą zadłużenia będą bowiem problemy.
- Jeśli dojdzie do znaczącej podwyżki stóp procentowych, spłata rat może przekraczać możliwości finansowe wielu osób. Możemy mieć powtórkę z początku dekady, kiedy na skutek decyzji RPP koszty kredytu tak wyraźnie poszły w górę, że ruch na rynku nieruchomości zamarł, a niektóre mieszkania potaniały nawet o 30 proc. - mówi Tomasz Lebiedź, członek zarządu Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
- Żeby czuć się bezpiecznie, raty kredytu nie powinny przekraczać 30 proc. dochodów rodziny - dodaje Emil Szweda, analityk Open Finace.
Źródło: Dziennik