Gliniarze są wściekli. Jeśli ścigając bandytów zbyt mocno depną na pedał gazu w swoich radiowozach, i przekroczą normy zużycia paliwa, muszą płacić kary - donosi "Super Express".
Tylko w jednym miesiącu tego roku 40 śląskich policjantów dopłacało za przepały. "Mam już dość dokładania do policji z własnej kieszeni" - mówi gazecie anonimowy glina. Uważa, że normy spalania wzięto z sufitu. Normy określa policja. A często są one niższe niż przewidują producenci aut - zauważa "SE". "Przykładowo, ford mondeo z dwuipółlitrowym silnikiem ma palić 13 litrów na sto kilometrów. Tymczasem w instrukcji obsługi wozu stoi jak byk, że w tzw. cyklu miejskim pali 15,7 litra na stówkę" - mówi jeden z wrocławskich policjantów. Leciwy polonez ma według normy palić 10,5 litra na 100 km. Jeżeli okaże się, że policjant spalił więcej paliwa niż zakłada norma, musi płacić za tankowanie. W nomenklaturze służbowej określono to jako "szkodę w mieniu policji", zaś funkcjonariusze nazywają to przepałem. "To wynalazek naszych szefów" - uważają policjanci. Opornych straszą postępowaniem dyscyplinarnym, wtedy płacą za przepały. Ale każdy kij ma dwa końce. "Na patrolu staram się nie śpieszyć. Ma być wolno i oszczędnie. Ile można dopłacać?" - pyta rozmówca gazety. To nie wszystko. Policjant, który nie przekroczył norm spalania, nie dostanie pieniędzy za oszczędność. "Nie możemy policjantom zwracać za oszczędności. Mogłoby to powodować, że ich służba byłaby nieefektywna i rodzić rozterki - czy gonić przestępcę, czy lepiej zaoszczędzić kilka złotych na paliwie" - tłumaczy "SE" komisarz Marcin Szyndler z biura prasowego Komendy Głównej Policji w Warszawie. W KGP nie widzą problemu przepałów. "Jeżeli policjant wykaże, że zwiększone zużycie paliwa było uzasadnione i zamelduje o tym przełożonemu, nie musi dopłacać" - twierdzi Szyndler. "Trzeba tylko napisać raport z opisem okoliczności przepału" - dodaje.
Źródło: "Super Express"