Gdyby miały odrobinę szacunku dla nauki, powinny zdechnąć zwłaszcza łososiowate i karpiowate, czyli m.in. pstrąg, łosoś, lipień, karp, karaś i leszcz. – Unijne wskaźniki, co do przydatności wody do bytowania ryb są bardzo wyśrubowane – tłumaczy Grażyna Cieślak z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Nowym Sączu
Pewnie dlatego, wbrew dyrektywom, ryb w naszych wodach jest sporo. Z naukowych analiz nic sobie nie robią ani ryby, ani wędkarze. Jednych i drugich Popradowi i Dunajcowi nie brakuje. Okazuje się jednak, że liczebność ryb zawdzięczamy w dużej mierz wędkarzom. – Wobec zanieczyszczenia wód rybom trudno byłoby tworzyć dziś zdrowe populacje bez pomocy człowieka – mówi Leszek Augustyn z Polskiego Związku Wędkarskiego w Nowym Sączu.
– Dlatego w tym roku do rzek i zalewów wpuściliśmy m.in. 550 tys. sztuk głowacicy, taką samą ilość pstrąga i podrośnięty narybek sandacza w ilości 90 tys. sztuk.
Źródło: "Gazeta Krakowska"