W środę po magazynie pojechałem do redakcji Krytyki Politycznej (dlatego nie miałem czasu na blog, przepraszam), posłuchać dyskusji na temat wydanej właśnie książki francuskiego filozofa i działacza lewicy (kiedyś maoistowskiej) Alaina Badiou : „Święty Paweł. Ustanowienie uniwersalizmu.”
Lewica, która chce czerpać ze świętego Pawła i języka religijnego, by (w oderwaniu od samej treści religii i pod „nieobecność” Boga) szukać nowego uniwersalizmu - wydało mi się to ciekawe. Większość dyskutantów (Agata Bielik-Robson, Joanna Tokarska-Bakir i Paweł Lisicki) stwierdziła, że książka jest mętna i właściwie gniot. Dziełem zachwyciła się Kinga Dunin - co nie dziwi, napisała nawet do niej wstęp. Dziwić mogło jej twierdzenie, że zachwyca się, patrząc „z pozycji gospodyni domowej” - no nie… gospodyni domowa tego by nie strawiła. Żeby tylko gospodyni… Ale co tam książka. Przyjrzyjmy się atmosferze. Zadymiony korytarz (bo wszyscy palą, dobrze, że tylko na korytarzu). Spory pokój, tłumek młodych ludzi, krzeseł nie starcza, więc wielu stoi. Początkowo trochę jak w kościele – pierwszy rząd pusty. Surowe wnętrze, lampy skierowane na ściany – prawie półmrok. Młodzi w swetrach, inteligentni, oczytani, przejęci, niepogodzeni ze światem, szukający idei, tęskniący za działaniem. Pomyślałem : poznaję! Sam w liceum (Reytana, w Warszawie) chodziłem na takie spotkania. Niektóre organizowałem. Kostium historyczny i ideologiczny był zupełnie inny. Trochę inna też erudycja. Co innego czytaliśmy, mało kto szukał też lewicowej alternatywy wobec państwa, które chełpiło się, że jest wcieleniem socjalizmu. Ale nie o politykę tu chodzi. O „wykształciuchów”. Żałowałem, że nie było tam kamery. Choć, z ręką na sercu, ilu wykształciuchów chciałoby coś takiego obejrzeć? Nie dla nowych-starych utopii. Dla gimnastyki umysłu…