Dziesięć miesięcy więzienia w zawieszeniu, dwa tysiące złotych grzywny i dwa lata zakazu pełnienia obowiązków służbowych - taki wyrok usłyszał 63-letni ordynator oddziału ginekologicznego w Skierniewicach (woj. łódzkie). Miał on zwlekać z decyzją o cesarskim cięciu, młoda kobieta urodziła martwą dziewczynkę.
Sąd Rejonowy w Skierniewicach uznał, że ordynator oddziału Ginekologiczno-Położniczego w Skierniewicach jest winny narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
- Skazał go na karę dziesięciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata - informuje tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. Oprócz tego medyk ma zapłacić grzywnę w wysokości dwóch tysięcy złotych. Nie będzie mógł też wykonywać obowiązków służbowych przez najbliższe dwa lata. Orzeczenie sądu nie jest prawomocne
Za późno decyzja o cesarskim cięciu
Śledztwo przeciwko skazanemu medykowi w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka wszczęto po tym, gdy w grudniu 2013 roku w szpitalu w Skierniewicach młoda kobieta urodziła martwą dziewczynkę. Sekcja zwłok wykazała, że dziecko zmarło w wyniku niedotlenienia. W ocenie biegłych lekarze za późno zdecydowali się na cesarskie cięcie.
Jak ustalili śledczy, kobieta po raz pierwszy trafiła do skierniewickiego szpitala 21 listopada 2013 roku ze skierowaniem od lekarza prowadzącego, który zalecił wcześniejsze zakończenie ciąży. Była wówczas w 37. tygodniu ciąży i rozpoznanie uzasadniało wcześniejszy poród. Zalecenia do jego przeprowadzenia wynikały także z rekomendacji Zespołu Ekspertów Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego.
Z opinii wydanej przez Katedrę i Zakład Medycyny Sądowej w Poznaniu wynika, że po przyjęciu ciężarnej do szpitala nie wdrożono właściwego postępowania terapeutycznego. Zastrzeżenia budził także zakres przeprowadzonych badań.
Ciąża podwyższonego ryzyka, ale prawidłowa
Według specjalistów wydłużenie ciąży powyżej 38. tygodnia powodowało wzrost zagrożenia obumarciem płodu. Mimo to kobieta wypisana została do domu, a termin porodu określony został na 5 grudnia. Przy wypisie zalecono, żeby kobieta stawiła się w szpitalu dwa dni wcześniej. Została wówczas przyjęta na Oddział Patologii Ciąży, ale poród nie został wywołany.
Dramat nastąpił 6 grudnia. Według śledczych około godziny 7 rano kobieta zaczęła odczuwać bóle, jednak położna oceniła wówczas, że nie jest to akcja porodowa. Podczas przeprowadzonego godzinę później badania nie stwierdzono już tętna płodu. Wtedy dopiero zapadła decyzja o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia, ale było już za późno. Dziecko na skutek niedotlenienia, wynikającego ze zmniejszenia się przepływu krwi pępowinowej, urodziło się martwe.
Z protokołu sekcji zwłok wynika, że śmierć dziecka nie była skutkiem urazu mechanicznego czy wady rozwojowej. Była to ciąża podwyższonego ryzyka, natomiast przebiegała prawidłowo.
Rok wcześniej, ta sama kobieta urodziła w skierniewickim szpitalu martwe bliźniaki. Postawiono wówczas taką samą diagnozę
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź