Dom jednorodzinny w Zgierzu (woj. łódzkie) został doszczętnie zniszczony po eksplozji gazu. - Właściciel zmarł półtora roku temu. Media były jednak cały czas podłączone - mówi rzecznik straży pożarnej w Zgierzu. Policja sprawdzi, czy ktoś mógł się przyczynić do zdarzenia.
Zgłoszenie o pożarze domu przy ul. Lelewela zgierscy strażacy otrzymali w poniedziałek, po godzinie 8.
- Na miejscu działało siedem zastępów straży pożarnej. Najprawdopodobniej doszło do eksplozji gazu, spowodowanej rozszczelnieniem instalacji - mówi w rozmowie z tvn24.pl starszy kapitan Michał Mirowski ze zgierskiej straży.
Siła wybuchu była tak duża, że dom został zniszczony.
- To była częściowo drewniana, częściowo murowana konstrukcja. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Budynek nie był zamieszkały. Obrażeń nie doznał też żaden z sąsiadów - informuje starszy kapitan Mirowski.
Budynek, w którym doszło do zdarzenia, znajdował się w takiej odległości od innych posesji, że nie było ryzyka, iż płomienie zajmą inne zabudowania.
Kto zawinił?
Rzecznik PSP w Zgierzu informuje, że dom przy Lelewela był pustostanem od półtora roku.
- Wtedy zmarł właściciel i jedyny lokator. Media jednak były ciągle podłączone - mówi strażak.
Strażacy dowiedzieli się od okolicznych mieszkańców, że w ostatnim czasie na terenie posesji ktoś się kręcił. Policja wyjaśnia, czy faktycznie tak było i kto mógł przyczynić się do wybuchu.
- Badamy sprawę, oczywiście na teraz jest zbyt wcześnie, żeby mówić o jakichkolwiek wnioskach - zaznacza młodszy aspirant Robert Borowski, rzecznik zgierskiej policji.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: PSP Zgierz