Do sklepu, pracy, szkoły czy lekarza przez tory kolejowe - wbrew przepisom. Mieszkańcy jednego z łódzkich osiedli tłumaczą, że nie mają wyjścia i wolą ryzykować potrącenie przez pociąg, niż korzystać z najbliższej kładki dla pieszych i nadkładać nawet 3 km. - Kiedyś mieliśmy kładkę, po remoncie zniknęła - denerwują się mieszkańcy, z którymi spotkała się reporterka TTV "Blisko Ludzi".
Naziemne przejście przez tory, które przez lata służyło ponad 40 rodzinom i 120 działkowcom zniknęło na początku roku. Wtedy rozpoczął się remont torowiska na odcinku pomiędzy stacją Łódź Widzew i Łódź Fabryczna. Tory w pobliżu ul. Lawinowej zostały wymienione, pociągi ruszyły, ale przejście dla mieszkańców nie wróciło. Mieszkańcy legalnie mogą przedostać się na drugą stronę torów przez kładkę, która jest niemal kilometr dalej.
- Idąc legalnie, nadkładamy trzy kilometry. Tu w końcu dojdzie do wypadku. Chodzimy jednak na skróty, bo ktoś o nas zapomniał - denerwuje się jeden z mieszkańców.
Łodzianie chodzą "na dziko" przez tory i ryzykują nie tylko potrącenie przez pociąg, ale też mandat.
- Przechodzenie w tym miejscu grozi mandatem w wysokości do 500 złotych - mówi w rozmowie z TTV insp. Marek Sarna ze Straży Ochrony Kolei w Łodzi.
Kładka za kilka miesięcy?
PKP PLK, inwestor, który odpowiada za remont torowiska zapowiada, że przejście dla pieszych się pojawi. W kwietniu przyszłego roku.
- Apelujemy o cierpliwość. Zdajemy sobie sprawę, że utrudnienia występują, prosimy o wyrozumiałość - mówi Mirosław Siemieniec z PKP PLK.
- Czy od razu nie można było tego zrobić? Puszczono pociągi, o mieszkańcach zapomniano. Przykre - kwitują mieszkańcy.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TTV Blisko ludzi