Tą kradzieżą żyła cała Polska. Fałszywy konwojent najpierw przez kilka miesięcy koncertowo podawał się za kogoś innego, potem ukradł ponad 8 mln złotych. Policja tuż po "skoku" była bezradna. Redakcja tvn24.pl jako pierwsza ujawniła, jak udało się zatrzymać i oskarżyć osiem z dziewięciu osób związanych z superkradzieżą. Dziś już wiadomo, że ta grupa odpowie w dwóch miastach, przed trzema sądami.
Plan był następujący: ukraść tak dużo, ile się da. Główne zastrzeżenie? Nikomu nie mogła stać się krzywda. Za "skokiem stulecia" stało – jak ustalili prokuratorzy – trzech przyjaciół z Łodzi związanych z branżą ochroniarską. Dwóch to byli policjanci. Jak informowaliśmy na początku sierpnia na portalu tvn24.pl – to te trzy osoby wymyśliły postać Mirosława Dudy. Człowieka, który miał podawać się za konwojenta, zdobyć zaufanie kolegów i zostać kierowcą furgonetki przewożącej pieniądze. W kluczowym momencie miał odjechać z gotówką.
Chociaż plan był ryzykowny i skomplikowany, udało go się zrealizować. Trójce przyjaciół udało się dotrzeć do krawca z Łodzi, który perfekcyjnie wcielił się w rolę. I pewnie – jak przyznają śledczy w akcie oskarżenia do którego dotarliśmy – okoliczności tej kradzieży na zawsze byłyby tajemnicą, gdyby nie Adam K. Ten sam, który kilkanaście miesięcy temu przedstawił krawca dwóm pozostałym architektom skoku.
Trzech twórców, dwie różne sprawy
Adam K. jest kluczową postacią dla śledczych. To on wpadł jako pierwszy, bo jako pierwszy popełnił kardynalny błąd. Próbował – za pomocą żony i teścia – wpłacić część łupu na konto bankowe. Niedługo potem był już w rękach policji. Milczał przez kilka miesięcy i w końcu "pękł". W zamian za obietnicę niskiego wyroku opowiedział, jak to było z superkradzieżą, do której doszło 10 lipca 2015 roku w Swarzędzu.
To dzięki jego zeznaniom policjanci zatrzymali Marka K. (drugiego z „architektów”). Potem weszli do jednego z domów i zatrzymali Krzysztofa W., czyli fałszywego konwojenta. W momencie zatrzymania wyglądał już zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy odgrywał swoją oscarową, przestępczą rolę. W tym samym czasie policjanci wysłali list gończy za trzecim z twórców planu – Grzegorzem Łuczakiem. On, jako jedyna osoba związana ze sprawą wciąż jest na wolności.
„Informacje przekazane przez oskarżonego Adama K. były przełomem” - napisali śledczy w uzasadnieniu aktu oskarżenia, do którego dotarliśmy. Dlatego też – zgodnie z wcześniejszą umową – potraktowali go inaczej, niż innych „architektów” przestępstwa.
Jego wątek został wyłączony do procesu, który będzie się odbywał w sądzie okręgowym w Poznaniu. Razem z Adamem K. przed sądem będzie odpowiadała jego żona i teść (którym K. zlecił wpłacenie pieniędzy do banku). Wszyscy dobrowolnie chcą poddać się karze.
Wątek główny
Główny wątek tej sprawy trafił do sądu okręgowego w Łodzi.
- Decyzja ta związana jest z ekonomią procesową. Oskarżeni pochodzą z Łodzi, podobnie jak wielu świadków – wyjaśnia Łukasz Biela, prokurator od początku zajmujący się sprawą.
Na ławie oskarżonych w Łodzi usiądzie Marek K. (jeden z twórców planu), Krzysztof W. (fałszywy konwojent) i Dariusz D. (pomagał przy przeładowywaniu zrabowanych pieniędzy). Grozi im do 10 lat więzienia.
Proces trzeci
W związku z kradzieżą w Swarzędzu trwa już jeden z procesów – przed sądem dla Łodzi Śródmieścia. Oskarżonym jest w nim Andrzej W. Policjant, który został zatrzymany jesienią ubiegłego roku, kiedy prokuratorzy nie wiedzieli jeszcze, kto i jak przygotował plan kradzieży.
Jaką rolę miał odegrać? Przede wszystkim ułatwił fałszywemu konwojentowi przenosiny z Łodzi do Poznania. Twórcom planu zależało na tym, bo dobrze wiedzieli, że w Wielkopolsce brakuje konwojentów.
W. był potrzebny do realizacji planu. Do policjanta zadzwonił dawny kolega ze służby – pojawiający się już w tej sprawie wielokrotnie Adam K. To on poprosił go, żeby Andrzej W. poświadczył za to, że "Mirosław Duda" jest osobą wartą zaufania.
Policjant poświadczył za konwojenta. Prokuratorzy początkowo zarzucali mu, że był świadomy tego, komu i po co pomaga. Późniejsze śledztwo jednak tego nie potwierdziło. W akcie oskarżenia śledczy jednak oskarżyli go o to, że już po wybuchu afery ze „skokiem stulecia” nie poinformował śledczych o tym, że może coś wiedzieć o okolicznościach zatrudnienia fałszywego konwojenta. To zdaniem prokuratorów było przestępstwem niedopełnienia obowiązków służbowych.
Początkowo Andrzej W. był podejrzany o pomoc w dokonaniu kradzieży. Po czterech miesiącach za kratkami śledczy uchylili mu areszt i zastosowali poręczenie majątkowe w wysokości pięciu tysięcy złotych.
Andrzej W. odpowiada z wolnej stopy. Jest zawieszony w obowiązkach służbowych. W czasie procesu będzie tłumaczył się też z tego, że w jego domu znaleziono dokumenty Krajowego Systemu Informacji Policji, których nie wolno mu było wynieść z komendy.
Policjantowi grozi do 5 lat więzienia.
P(l)an doskonały i pan zwycięzca
Jak to się jednak stało, że zuchwały plan kradzieży wypalił? Pierwotny plan zakładał kradzież tak szybko, jak to tylko możliwe. Fałszywy konwojent miał uciec z pieniędzmi przy pierwszej nadarzającej się okazji. Potem jednak zmieniono te plany. Przyjaciele uznali, że konwojentowi idzie na tyle dobrze, że można wstrzymać się z kradzieżą do najbardziej dogodnego momentu.
Wybrano dzień 10 lipca. Kiedy dwaj konwojenci wyszli do banku, Krzysztof W.
spokojnie odjechał. Zanim jego koledzy z pracy zorientowali się, co się dzieje, furgonetka wypchana gotówką jechała już pod Swarzędz, na parking leśny, na którym czekali trzej kompani: Marek K., Adam K. i zatrudniony do przeładowywania pieniędzy Dariusz D.
Przedstawiciele firmy ochroniarskiej nie mogli śledzić trasy furgonetki, bo fałszywy konwojent włączył urządzenie tłumiące sygnał GPS. Na leśnym parkingu gotówka została przerzucona do kilku kupionych do tego celu samochodów. Potem wnętrze furgonetki zostało wyczyszczone chlorem.
Do dziś nieuchwytny zostaje Grzegorz Łuczak. Ale nie tylko jego brakuje w całej układance. Trzeba podkreślić, że ze wszystkich zrabowanych pieniędzy, śledczym udało się zabezpieczyć tylko 330 tysięcy złotych...
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź