Tramwaj przejechał psa i pojechał dalej. Motorniczy ma zapłacić grzywnę

Motorniczy ma zapłacić grzywnę
Motorniczy ma zapłacić grzywnę
Źródło: Viva! Akcja dla zwierząt

Motorniczy z Łodzi ma zapłacić 600 złotych za to, że potrącił tramwajem psa, nie udzielił mu pomocy ani nie poinformował żadnych służb. Taki wyrok wydał kilka dni temu łódzki sąd. Wolontariusze z organizacji prozwierzęcej Viva! chcieli, żeby mężczyzna odpowiedział za świadome potrącenie psa. - Sędzia dość łagodnie potraktował motorniczego - kwitują obrońcy zwierząt.

Do zdarzenia doszło pod koniec stycznia na skrzyżowaniu ul. Dąbrowskiego i Rydza Śmigłego w Łodzi. Tramwaj linii nr 7, za kierownicą którego siedział 44-letni motorniczy, potrącił przechodzącego przez tory psa. Mężczyzna pojechał dalej. Pies zdechł na miejscu. 44-latek nikogo nie poinformował o zajściu.

Za nieudzielenie pomocy zwierzęciu sąd skazał motorniczego na karę grzywny w wysokości 600 złotych.

"To było świadome zabicie psa"

Z kary wymierzonej motorniczemu nie jest zadowolona fundacja Viva! Akcja dla zwierząt, która nagłośniła sprawę i złożyła zawiadomienie o możliwości popełniania przestępstwa przez 44-latka.

- Całe zdarzenie widziała kobieta, która podkreślała, że motorniczy widział psa na torach i świadomie go potrącił. Naszym zdaniem to było świadome zabicie pas - mówi tvn24.pl Cezary Wyszyński, członek fundacji.

Na stronie fundacji na początku roku można było przeczytać jej wersję zdarzeń:

- Stałam w pierwszym wagonie. Nie było tłoku, bo do krańcówki zostało kilka przystanków - pisała pasażerka.

Według niej tramwaj jechał wolno. W pewnym momencie zauważyła biegającego przy torach psa. Kobieta twierdzi, że motorniczy również dokładnie widział zwierzę.

- Miał możliwość zareagowania. Raz tylko ostrzegawczo zadzwonił. Nie zwolnił ani nie zatrzymał się chociaż mógł to zrobić - opowiada kobieta z "siódemki".

Złagodziła swoje zeznania

Cezary Wyszyński mówi portalowi tvn24.pl, że pasażerka złożyła swoje wyjaśnienia przed sądem.

- Jej wersja wydarzeń przedstawiona przed wymiarem sprawiedliwości była jednak dużo łagodniejsza niż ta, którą przesłała nam tuż po zajściu – wyjaśnia Wyszyński.

Już kilka dni po zdarzeniu 44-letni motorniczy został ukarany przez pracodawcę. Mężczyzna dostał karę finansową i naganę z wpisem do akt.

- Zazwyczaj tego typu sprawy kończą się umorzeniem. Tutaj motorniczy został ukarany, co samo w sobie jest pewnym, chociaż niewielkim sukcesem – kwituje Wyszyński.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Mapy dostarcza Targeo.pl

Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: