Do połowy tego roku do Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi trafiło 166 pacjentów po dopalaczach. To o 50 więcej niż w analogicznym okresie rok wcześniej. - Często tu wracają, są agresywni a ich życie jest zagrożone - mówią w łódzkim szpitalu, który poprosił policję o pomoc przy niebezpiecznych i otumanionych amatorach dopalaczy.
Dopalacze przegrały bitwę, ale wygrały wojnę. W 2010 roku premier Donald Tusk ogłosił początek walki z "legalnymi narkotykami". Efekty były widoczne na ulicach (skąd zniknęły sklepy z dopalaczami) i na oddziałach toksykologicznych (do których trafiało o połowę mniej zatrutych).
Z perspektywy czasu widać, że to zwycięstwo było tymczasowe. Do Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi w zeszłym roku trafiło więcej zatrutych dopalaczami, niż w okresie ich największego rozkwitu - w 2010 roku. Teraz jest jeszcze gorzej. Tylko do 10 czerwca na oddział toksykologiczny łódzkiego oddziału trafiło 166 osób.
- Najmłodszy miał 16, najstarszy 57 lat. Wszyscy w stanie zagrożenia życia, co trzeci agresywny - wylicza prof. Anna Krakowiak, kierownik oddziału toksykologii Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi.
Coraz więcej uzależnionych
Jaka jest różnica pomiędzy sytuacją sprzed rządowej krucjaty wymierzonej w dopalacze? Jak mówią specjaliści, teraz do oddziałów coraz częściej trafiają osoby, które już są uzależnione. Cztery lata temu podtruwały się głównie osoby, które "chciały spróbować".
- Oceniamy, że 30 proc. przyjmowanych pacjentów jest uzależnionych od substancji psychoaktywnych. Dopalacze szybko uzależniają psychicznie, degradują pozycję zażywającego w społeczeństwie i prowadzą do uszkodzeń wielonarządowych organizmu - wymienia prof. Anna Krakowiak.
Policjanci pomogą w szpitalu
Co trzeci przyjęty potrafi być agresywny dla personelu. Dlatego też dyrekcja szpitala poprosiła o pomoc policję.
- Funkcjonariusze pozostają przy pobudzonym pacjencie, dopóki w placówce nie pojawią się pracownicy ochrony. Musimy dbać o bezpieczeństwo lekarzy - tłumaczy Krakowiak.
Jakub Wojcieszak z Zakładu Farmakodynamiki UM podkreśla, że problem jest duży w całym kraju.
- W 2013 roku odnotowano w kraju ponad 700 zatruć dopalaczami. Tylko w pierwszym kwartale tego roku do szpitali trafiło z ich powodu 440 osób, czyli trzy razy więcej niż w analogicznym okresie ub. roku - podkreśla Wojcieszak.
Zobacz reportaż TTV o sprzedaży dopalaczy:
Z "realu" do internetu
Ulica 6 Sierpnia w Łodzi. Jeszcze kilka lat temu to miejsce było nazywane "dopalaczową stolicą Polski". Na kilkudziesięciu metrach zlokalizowanych było kilka sąsiadujących ze sobą sklepów z dopalaczami.
- Tu było wszystko. Od czegoś na kształt marihuany poprzez pigułki na proszku kończąc. Były nawet promocje - mówi Michał (poprosił nas o zmianę imienia).
Cztery lata po tym jak premier Donald Tusk ogłosił "koniec dopalaczy" ulica 6 Sierpnia zmieniła się nie do poznania. Teraz jest to jedno z najładniejszych miejsc w mieście. Sklepy z dopalaczami przeniosły się do internetu.
- Niemal wszyscy nasi pacjenci zamówili specyfiki w sieci. Nie wiemy, czego się spodziewać przy zatruciu, bo "asortyment" dopalaczy się zmienia, podobnie jak ich skład i komplikacje, które wywołują - mówi prof. Anna Krakowiak, kierownik oddziału toksykologii Insytutu Medycyny Pracy w Łodzi.
"To śmieci, wolę nie ryzykować"
Michał zaczął brać dopalacze, jeszcze kiedy był na studiach.
- Wszystko było na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło iść i kupić. Nie trzeba było się bać kontroli policji i więzienia - mówi.
Zaczęło się od "bobbiego", czyli specyfiku, który miał udawać marihuanę. Skończyło się na "koko", czyli białym proszku przypominającym kokainę.
- Na początku była euforia. Po "koko" czułem się tak, jakby w jednej chwili uderzyły mnie wszystkie pozytywne wydarzenia, które mogą kiedykolwiek spotkać mnie w życiu - wspomina Michał.
Konsekwencje jednak pojawiły się dość szybko. Były juwenalia, Michał po "koko" nie był w stanie wstać z łóżka do łazienki, pluł krwią.
- Miałem wrażenie, że cudem przeżyłem - opowiada w rozmowie z tvn24.pl.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź