- Nie mogliśmy czekać, aż ktoś umrze. Skoro korytarzy życia już nie ma, to musimy przebijać się do potrzebujących w inny sposób - mówią w łódzkim pogotowiu. I pokazują motocykl, który będzie wysyłany przede wszystkim do wypadków autostradowych.
Jest żółty, "koguty" zainstalowane ma z tyłu, na metrowym maszcie. Z przodu, tuż obok kierowcy jest duża syrena alarmowa. Bardzo wydajna. Na przedniej owiewce duży napis: ambulans.
Tak wygląda nowy motocykl, który od 27 kwietnia będzie jeździł do wezwań. Najczęściej do wypadków na autostradach.
- Planujemy umieścić nowy patrol w pobliżu Strykowa, gdzie krzyżują się autostrady A1 i A2 - mówi Adam Stempka, rzecznik łódzkiego pogotowia.
Skąd ten pomysł? Bo łódzcy ratownicy od dawna narzekają na to, że coraz trudniej im dotrzeć do potrzebujących po autostradowych wypadkach.
- Korytarze życia, które jeszcze parę lat temu były tworzone przez kierowców teraz praktycznie nie funkcjonują - mówi Stempka.
I tłumaczy, że przejazd służb medycznych bardzo często uniemożliwiają kierowcy, którzy nie chcą stać w korkach i jadą pod prąd do najbliższego zjazdu.
- Najczęściej robią to w miejscu, które dotąd było pozostawione dla ambulansów. Efekt jest taki, że już kilka razy nie dotarliśmy na miejsce tak szybko, jak byśmy chcieli. Dzięki motocyklowi już nikt nas nie zablokuje - puentuje rzecznik łódzkiego pogotowia.
Szybsza pomoc
Jak działania motokaretki (bo tak motocykl jest nazywany w pogotowiu) mają wyglądać w praktyce?
- Wyjeżdża on równolegle ze zwykłą karetką. Na miejsce najczęściej dociera dwa razy szybciej. Nie tylko dlatego, że ma lepszy silnik. Na przedarcie się do miejsca zdarzenia potrzebujemy dużo mniej miejsca - mówi Emilia Ornat z Fundacji Ratownictwo Motocyklowe Polska.
Dodaje, że zadaniem zespołu motokaretki jest rozpoczęcie udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej. Jest to możliwe, bo ratownicy na motocyklu wiozą ze sobą podobny sprzęt, który jest w karetkach typu "P", czyli tych z podstawowym wyposażeniem.
- Oczywiście nie wozimy dużego respiratora, czy dużego kardiomonitora. Mamy te urządzenia w nieco mniejszych, kompaktowych gabarytach. Sprzęt jest nieco uproszczony, ale w pełni użyteczny przy ratowaniu ludzi - tłumaczy Emilia Ornat.
Poza systemem
Łódzkie pogotowie informuje, że motoambulans będzie w akcji od 27 kwietnia, bo wtedy zaczyna się długi weekend majowy.
- Będzie to możliwe dzięki porozumieniu pomiędzy naszą Fundacją a pogotowiem. Musi się to tak odbywać, bo w ustawie o ratownictwie medycznym nie ma miejsca na motocykle - opowiada Emilia Ornat.
Co to oznacza? Że za pracę ratowników medycznych, paliwo wypalane przez motocykl czy amortyzację sprzętu nie zapłaci NFZ. Wszystko opłaca Fundacja ze swoich źródeł. Przede wszystkim z wpłat osób, które chcą wspierać tę inicjatywę.
- Liczymy jednak, że przyszłe sukcesy motoambulansu przełożą się na zmiany i działania będą wspierane przez samorząd. Potem może wreszcie doczekamy się, że prawodawstwo dogoni rzeczywistość i motocykle będą integralną częścią systemu ratownictwa - kończy Ornat.
Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź