Mają blisko 70 chętnych do niesienia pomocy, swoją remizę i syrenę alarmową. W garażu sprzęt - motopompa, węże i inny potrzebne akcesoria. Problem w tym, że strażacy - ochotnicy z Cieszęcina (woj. łódzkie) nie mają jak zabrać go na akcję. Chyba, że w pobliżu jest traktor, który można pożyczyć...
Na spotkanie z reporterem TVN24 Piotrem Borowskim przyszli w mundurach galowych. Zależy im, żeby pokazać swoje zaangażowanie i gotowość do pomocy. Do tego, żeby gasić pożary, pomagać przy zerwanych dachach czy usuwaniu powalonych drzew jest ich siedemdziesięciu.
- Jesteśmy gotowi do akcji. Mamy ludzi i sprzęt. Kompletowaliśmy go przez ostatnie lata - opowiada prezes OSP, Mateusz Jankiewicz.
To, co zazwyczaj jest na wyposażeniu wozu strażackiego, tutaj znajduje się na specjalnie przygotowanej przyczepie. A to spory problem.
- Jak się dzieje, to musimy szukać ciągnika, do którego możemy podpiąć przyczepkę. I dopiero wtedy ruszyć na akcję - tłumaczy rozmówca TVN24.
Tyle, że ten system jest mocno niedoskonały. Bo latem - kiedy jest największe ryzyko np. pożarów okolicznych lasów - większość miejscowych rolników intensywnie pracuje w polu. A to torpeduje czas działania strażaków.
Miejscowi wspominają, że jakiś czas temu przyczepkę strażacką udało się zaciągnąć siłą mięśni ochotników. Ale to rozwiązanie może zdać egzamin tylko w najbliższym otoczeniu remizy i ma mało wspólnego ze sprawnie przeprowadzaną akcją.
Zbiórka!
Co zatem zrobić, żeby ochotnicy z Cieszęcina mogli sprawnie wspomagać strażaków z PSP? Muszą kupić samochód.
- Wystarczy nam lekki pojazd, do którego będzie można podpiąć przyczepę - mówi szef OSP. Wymarzony przez miejscowych używany samochód kosztuje 35 tysięcy złotych. Do tej pory udało się zebrać 4. Resztę próbują zebrać za pomocą zbiórki internetowej.
- To nie jest kwestia naszego chciejstwa. Najbliższe jednostki PSP mają do nas 12 minut drogi. W tym czasie można uratować czyjeś życie czy dobytek - podkreślają.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź