Jechał sprawnym samochodem, ale nie wiadomo dlaczego wpadł w poślizg. Po uderzeniu w bariery poseł Rafał Wójcikowski jeszcze żył. Śmiertelnych obrażeń doznał, kiedy w jego samochód uderzył inny pojazd. To wnioski z zakończonego właśnie prokuratorskiego śledztwa, które zostało umorzone.
Do wypadku, w którym zginął poseł Wójcikowski doszło w styczniu ubiegłego roku na drodze S8 w powiecie skierniewickim.
Decyzja o zakończeniu śledztwa tyczy się wszystkich prowadzonych dotąd wątków. Prokuratorzy badali okoliczności wypadku pod kątem ewentualnego popełnienia przestępstwa. Sprawdzali też sposób organizacji akcji ratunkowej po zdarzeniu oraz interesowali się groźbami, które miały być kierowane w stronę tragicznie zmarłego posła Kukiz'15.
- W tej sprawie zebrano bardzo obszerny materiał dowodowy. Między innymi przesłuchano licznych świadków, poddano szczegółowym oględzinom i badaniom samochody biorące udział w wypadku - podkreśla Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
"Wszystkie pojazdy sprawne"
W połowie ubiegłego roku w mediach głośno było o raporcie jednego z biegłych powołanych w czasie śledztwa. Po badaniu rozbitego auta posła stwierdził, że przed wypadkiem przewód hamulcowy w aucie Rafała Wójcikowskiego był uszkodzony.
Tyle, że w tej opinii biegły był odosobniony. Eksperci z Politechniki Łódzkiej, którzy również zajmowali się sprawą stwierdzili, że samochód Wójcikowskiego przed wypadkiem był sprawny.
Przewodem hamulcowym w rozbitym samochodzie zajmowali się też specjaliści z laboratorium kryminalistycznego policji. Uznali oni, że do jego przerwania doszło na skutek działania dużych sił rozciągających i zgniatających, które pojawiły się w trakcie wypadku. Wersję tę potwierdziły też ustalenia Instytutu Ekspertyz Sądowych.
Ponieważ ustalenia korelowały z innym materiałem dowodowym, śledczy ostatecznie stwierdzili, że wszystkie trzy samochody biorące udział w zdarzeniu były sprawne i przed wypadkiem nie posiadały uszkodzeń.
Przebieg wypadku
Prokuratorzy dysponują wynikami kompleksowej opinii, na podstawie której dokładnie zrekonstruowano, jak doszło do tragedii.
- Kierujący volkswagenem bora poseł Kukiz’15 uderzył w barierę energochłonną, po czym zatrzymał się na jezdni - tłumaczy Kopania.
Pojazd Wójcikowskiego został ominięty przez nadjeżdżającego volkswagena caddy, który zatrzymał się na pasie awaryjnym. Potem w samochód posła z dużą siłą uderzył ford transit. Bora przemieściła się i uderzyła w volkswagena caddy.
O ile po uderzeniu w bariery obrażenia posła były nieznaczne, to po drugim wypadku doznał poważnych, śmiertelnych obrażeń.
"Ruch boczny, niestatyczny"
Krzysztof Kopania tłumaczy, że dla śledczych kluczowe znaczenie miało ustaleni z jakich powodów Poseł Kukiz’15 stracił panowanie nad pojazdem.
- Jak wynika z opinii przed uderzeniem samochód poruszał się ruchem niestatycznym, w bocznym poślizgu. Brak jest podstaw do przyjęcia, że przyczyną niestatecznego ruchu była niesprawność, czy kontakt z innym samochodem - tłumaczy prokurator Kopania.
Biegli uznali, że nie jest możliwe ustalenie przyczyn zarzucenia samochodu Wójcikowskiego. Jednocześnie śledztwo wykazało, że kierowca forda nie mógł uniknąć wypadku, a do zdarzenia nie doszło z jego winy.
Bez niedociągnięć
Śledczy od początku badali też, czy mogło dojść do nieprawidłowości w sposobie organizowania akcji ratunkowej po wypadku.
- Sprawdzaliśmy, czy mogło dojść do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu osób biorących udział w zdarzeniu - tłumaczy Kopania.
Ostatecznie prokuratorzy stwierdzili, że nie doszło do nieprawidłowości, które skutkowałyby powstaniem takiego narażenia. Do podobnych wniosków doszli też inni kontrolerzy, którzy badali pracę służb - m.in. działający na zlecenie komendanta wojewódzkiego PSP w Łodzi.
- W tym zakresie pozyskaliśmy opinię biegłego z zakresu medycyny sądowej. Stwierdził on jednoznacznie, że poseł Wójcikowski miał obrażenia klatki piersiowej, które bezwzględnie skutkowały śmiercią. Niezależnie od tego, kiedy pojawiłaby się pomoc medyczna - mówi prokurator.
Przedawnione groźby
Z kolei podstawą umorzenia postępowania w zakresie kierowania gróźb karalnych było przedawnienie karalności czynu.
- W tym zakresie dokonano bardzo szczegółowych ustaleń, między innymi przesłuchano licznych świadków, odtworzono i zabezpieczono publikowane materiały - mówi Kopania.
Tłumaczy, że w toku postępowania nie doszło do ustalenia osób, które mogły wypowiadać stwierdzenia o charakterze gróźb. Prokurator Krzysztof Kopania podkreśla, że przestępstwo gróźb karalnych jest ścigane na wniosek, a nie z urzędu. A przesłuchana żona posła nie złożyła wniosku o ściganie.
- Przede wszystkich natomiast należy mieć na uwadze, że do przestępstwa tego mogło dojść w 2005 roku, a przedawnienie jego ścigania nastąpiło najpóźniej z końcem 2010 roku - kończy prokurator.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź