19-letnia Patrycja przez kilka miesięcy mieszkała w rodzinie zastępczej Jana i Bożeny A. Para, wraz z córką jest podejrzana o znęcanie się nad pięciorgiem podopiecznych. Przyszywany ojciec i jego córka mieli też molestować dzieci. - Tam powinna być miłość, była wielka przemoc - mówi reporterce TTV Patrycja.
Pełnoletnia dziś dziewczyna siedem lat temu trafiła do rodziny zastępczej 59-letniego Jana A. i jego o pięć lat młodszej żony, Bożeny. Śledczy w minionym tygodniu postawili im zarzuty maltretowania pięciorga powierzonych im dzieci. W ślady rodziców miała pójść też 20-letnia córka i również stosować przemoc wobec przybranego rodzeństwa.
Prokuratorzy twierdzą, że 59-latek i jego córka dopuszczali się też molestowania seksualnego.
Patrycja nie jest zaskoczona tymi zarzutami - bo jak mówi - sama doświadczyła przemocy.
- Kiedy tam byłam, najbardziej znęcali się nad 3-latkiem. Bili go. Złapali za ręce i nogi i jak śmiecia zamknęli w garażu - wspomina dziewczyna, która mimo upływu lat nie chce pokazywać twarzy. - Płaczu tego dziecka nie zapomnę - dodaje.
"Lubił nas podglądać"
19-letnia dziś Patrycja przypomina sobie, że podejrzany dziś o molestowanie seksualne Jan A. już wcześniej zachowywał się w naganny sposób, np. obnażał się.
- Potrafił wejść pod byle pretekstem do łazienki. Wszystko po to, żeby zobaczyć, jak się kąpiemy. Często też podglądał nas przez dziurkę od klucza - mówi była podopieczna małżeństwa z zarzutami.
Ostatecznie Patrycja uciekła spod dachu rodziny Jana i Bożeny A. Jej rodziną zastępczą stał się brat ojca.
Sąd w 2010 roku: nie nadają się do wychowania dzieci
Pod dach łęczyckiej rodziny zastępczej przez 7 lat trafiały dzieci.
Patrycja i sąsiedzi twierdzą, że interweniowali w tej sprawie, ale nikt nie chciał ich słuchać.
W 2010 roku Sąd Rejonowy w Łęczycy odebrał rodzinie A. czworo dzieci. Sędzia uznał wtedy, że małżeństwo jest "niewydolne wychowawczo".
W 2011 roku matka czwórki rodzeństwa mieszkającego pod dachem podejrzanej dziś pary zaalarmowała organy ścigania twierdząc, że dzieci są bite. Policja ostatecznie nie potwierdziła informacji od pani Hanny. Teraz jednak wyszło na jaw, że funkcjonariusze podczas badania sprawy wypytywali jedynie urzędników o to, jak działa łęczycka rodzina. Nikt nie rozmawiał z dziećmi.
"Gdzieś je trzeba było umieścić"
Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Łęczycy tłumaczy, że dzieci trafiały do łęczyckiej rodziny, bo "nie było gdzie ich umieścić".
- Rodzin zastępczych jest, ile jest - uważa Iwona Zielińska, kierownik Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Łęczycy. Twierdzi, że nieprawidłowości nikt im nie zgłaszał.
W poniedziałek prokuratorzy wszczęli śledztwo, które ma wyjaśnić, czy urzędnicy nie zaniedbali swoje obowiązki dotyczące nadzoru nad łęczycką rodziną zastępczą.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/mk/mz / Źródło: TTV