- Żona mówiła, żebym nie reagował na przykre słowa. Ale tutaj padły ciosy, a ja przecież nic im nie zrobiłem - opowiada Dialio, Gwinejczyk mieszkający w Polsce. Został zaatakowany, gdy poszedł na spacer z psem.
Dialio Ousmane Mountaga mieszka w Polsce od kilku lat. Coraz lepiej mówi po polsku. W poniedziałek wrócił z pracy po 18. Wziął psa i poszedł do pobliskiego parku, obok ulicy Tatrzańskiej w Łodzi. Tam spotkał dwie kobiety i mężczyznę. Sprawiali wrażenie pijanych.
- Najpierw były przykre słowa. Ale na to staram się nie reagować - opowiada.
Nie mógł udawać, że nic się nie dzieje, kiedy dostał pierwszy cios. Od jednej z kobiet.
- Ona mnie wyzywała. Wtedy druga zaczęła mnie kopać. Nie wiedziałem, co mam robić. Przecież kobiet się nie bije - mówi.
Po kilku sekundach dostał kolejny cios - tym razem od mężczyzny. Z kieszeni Dialio wypadł telefon. Zaczął uciekać.
- Wypuściłem psa, bo bałem się, że biegnąc z nim, zrobię mu krzywdę - mówi.
Bierność
Gwinejczyk opowiada, że całe zajście widziało wielu świadków. Nikt nie zareagował.
- Podbiegłem do jakiejś osoby. Poprosiłem o zadzwonienie na policję. Usłyszałem, że ten ktoś nie ma telefonu komórkowego - mówi Dialio Ousmane Mountaga.
Zobaczył, że agresywna grupa ciągle za nim idzie.
- Wybiegłem na ulicę, chciałem zatrzymać samochód - mówi obcokrajowiec.
Miał szczęście. Zatrzymał funkcjonariusza łódzkiej policji po służbie. Jechał akurat na basen. Policjant początkowo nie mówił, gdzie pracuje. Może dlatego grupka podpitych osób dalej wyzywała czarnoskórego.
- Usłyszałem między innymi, jak mówili do niego "je***y bambusie" - opowiada przed kamerą TVN24.
W parku napastnicy znieważali poszkodowanego na oczach policjanta. Do czasu.
- Gwinejczyk łamaną polszczyzną poprosił mnie o zadzwonienie na policję. Tamci zaczęli zachowywać się nerwowo - tłumaczy funkcjonariusz.
- Tamci byli zdziwieni. Pytali "po co dzwonisz na policję, jak to tylko bambus" - wspomina Ousmane Mountaga.
Zatrzymani
Członkowie agresywnej grupy nie mieli zamiaru spotkać się z patrolem policji. Najpierw szli szybkim krokiem, potem zaczęli biec.
Wtedy zdecydowałem się ujawnić, że sam jest policjantem - mówi funkcjonariusz.
Młodsza z kobiet się zatrzymała, starszej udało się uciec. Po krótkim pościgu policjant zatrzymał uciekającego 30-latka.
Zarzuty i widmo kary
Policja twierdzi, że zatrzymanie starszej z kobiet jest kwestią czasu. Pozostała dwójka (19-letnia kobieta i 30-latek) spędziła noc w policyjnym areszcie. Trzeźwieli.
- Usłyszeli zarzuty znieważenia oraz przemocy na tle narodowościowym, co zagrożone jest karą do pięciu lat pozbawienia wolności - mówi mł. insp. Kącka. W środę sąd tymczasowo ich aresztował na dwa miesiące.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź