- Z tego przystanku nie korzystajcie. Lepiej iść dłużej, niż wpaść pod samochód - tłumaczy swoim podopiecznym dyrektor domu dziecka przy ul. Aleksandrowskiej w Łodzi. Trudno się dziwić, bo wysiadając z tramwaju na Lechickiej, wpada się wprost pod koła rozpędzonych samochodów.
Pani Bogusława z tego przystanku korzysta codziennie. Pracuje w znajdującym się naprzeciwko przystanku domu dziecka nr 2.
- Od lat boję się, że coś mnie tu potrąci - opowiada.
W zeszłym roku okazało się, że miała się czego bać.
- Wysiadłam z tramwaju na jezdnię. Samochód, który nie spodziewał się, że na drodze pojawią się pasażerowie zaczął hamować. W jego tył uderzyła ciężarówka tak mocno, że ja wpadłam na maskę - mówi pani Bogusława.
Na szczęście skończyło się na strachu, paru siniakach i nowym regulaminie dla podopiecznych domu dziecka.
- Poprosiliśmy dzieci, żeby nie korzystały z tego przystanku. Z tramwaju mogą wyjść wcześniej i przejść się te kilkaset metrów. Lepsze to, niż proszenie się o nieszczęście - opowiada dyrektor Leszek Baranowski.
"Jak na froncie"
Tory tramwajowe na Aleskandrowskiej przy Lechickiej są położone po jednej stronie ruchliwej jezdni. To bezpośrednio na nią wysiadają pasażerowie tramwajów jadących z centrum w kierunku Aleksandrowa Łódzkiego.
- Na domiar złego pasażerowie wychodzą z wagonu, który jedzie w innym kierunku niż samochody. Ich kierowcy nie mogą spodziewać się, że za chwilę na drodze będzie kilkadziesiąt osób - mówi Marta, którą spotykamy na przystanku.
Zaskoczenie kierowców jest tym większe, że o niebezpiecznym przystanku nie ostrzegają żadne znaki. Nie ma też żadnych pasów wymalowanych na jezdni.
- Tu jest jak na froncie. Wysiąść się nie da, ale ze wsiadaniem też jest rzeźnia - dodaje pan Andrzej.
Dostanie się do tramwaju jadącego od strony centrum wymaga dużej zwinności. Jeżeli ktoś chce wsiąść do niego od strony przystanku, musi przejść przez tory (i uważać na tramwaje jadące w stronę centrum), wyjść z tyłu stojącego już tramwaju na jezdnię (uważając na jadące samochody) i wejść do wagonu.
- Głupszego przystanku nie można było wymyślić. Od lat prosimy o interwencję, ale to nic nie daje - komentują miejscowi.
Nie da się?
Za lokalizację i oznaczenie przystanków MPK odpowiada Zarząd Dróg i Transportu. Jego rzecznik, Tomasz Andrzejewski mówi tvn24.pl, że "problem jest znany urzędnikom". - Niestety, jezdnia w tym miejscu jest zbyt wąska, żeby wyznaczyć na jezdni strefę do wysiadania pasażerów - wyjaśnia Andrzejewski.
W planach od lat jest przebudowanie drogi, na razie na planach się kończy. - Termin inwestycji nie jest ustalony. Problemem są m.in. finanse - przyznaje rzecznik ZDiT.
Policja jednak namawia urzędników do jak najszybszego rozwiązania problemu. - Takie oznakowanie przystanku jest po prostu niedopuszczalne. Nie można oszczędzać na życiu mieszkańców - alarmuje asp. Marzanna Boratyńska z łódzkiej drogówki.
Co na to ZDiT? Obiecuje, że "kwestia oznakowania przystanku zostanie poruszona w urzędzie po raz kolejny". Na razie nie wiadomo, czy będą tego jakiekolwiek efekty.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24