- To brzmi tak źle, jak tylko możliwe – mówi gmina o skazanym za pedofilię nauczycielu, który mieszka w … szkole. Jest niezręcznie, chociaż całkiem legalnie. Mieszkańcy nie widzą w sprawie niczego złego, a eksperci ds. nieruchomości wzruszają ramionami: - Sprawa jest dość absurdalna, ale mogło dojść do niej tylko na prowincji. Bo domy w szkołach to relikty przeszłości - kwitują.
W tej niewielkiej miejscowości w województwie kujawsko-pomorskim niemal każdy trzyma stronę byłego nauczyciela.
- Wyłączy pan kamerę? To powiem co wiem! Ten człowiek mnie uczył. Uczył też moje dzieci. Ufam mu jak komuś z rodziny - tłumaczy nam młoda kobieta, którą spotykamy w sklepie spożywczym.
- Wie pan, za co dostał wyrok? Za patrzenie! - przekonuje inny były uczeń. Jego spotykamy przed sklepem.
- Mieszka w szkole. I co z tego? Każdy gdzieś mieszka. On z żoną akurat tam. Zresztą, mają oddzielne wejście, inną furtkę. Prawie jakby nie mieszkali w szkole - dodaje jego kompan.
"Jest dość niezręcznie"
Mieszkanie, w którym mieszka prawomocnie skazany nauczyciel mieści się z tyłu szkoły podstawowej. To niewielka placówka, w której uczy się ok. 70 okolicznych dzieci. Na teren szkoły można wejść głównym wejściem, albo furtką - z boku szkoły. Wchodząc nią, wystarczy minąć (z lewej strony) nowy plac zabaw i boisko szkolne (z prawej strony) i można dojść pod drzwi 50 metrowego mieszkania. Tutaj od kilkunastu lat mieszka nauczyciel WF z żoną i dzieckiem.
- Ten nauczyciel nie ma zasądzonego zbliżania się do dzieci. Dlatego formalnie wszystko jest w porządku. Co nie zmienia faktu, że to wstyd, iż skazany za pedofilię mieszka w szkole. Brzmi to tak źle, jak to tylko możliwe - mówi Andrzej Rodziewicz, wójt gminy Grudziądz, który administruje szkołami w kilku miejscowościach.
Kiedyś - jeszcze w poprzednim ustroju - lokal był zarządzany przez szkołę, potem został przekształcony w lokal komunalny. Jak słyszymy w gminie, dyskusja o nim rozgorzała kilkanaście dni temu. Kiedy do gminy dotarło pismo informujące o prawomocnym wyroku dla nauczyciela.
- Wie pan, to dość niezręczna sprawa. Nauczyciel, o którym rozmawiamy był bardzo lubiany. Co chwilę dostawał wyróżnienia. Mimo to od razu go zawiesiłam, kiedy dowiedziałam się, że jest podejrzany o molestowanie seksualne - tłumaczy dyrektor szkoły (nie podajemy jej nazwiska, żeby nie ułatwiać identyfikacji, o jaką miejscowość chodzi).
Śledztwo w sprawie o "doprowadzenie osoby poniżej 15 lat do innej czynności seksualnej" zostało wszczęte w maju 2014 roku. Prawomocny wyrok zapadł dwa lata później. Nauczyciel został uznany za winnego molestowania swojej uczennicy. Wyrok? Dwa lata więzienia, w zawieszeniu na cztery lata. Przez cztery lata nie może być nauczycielem i nie może zbliżać się do poszkodowanej dziewczyny na odległość mniejszą niż 30 metrów.
Gmina nie wyklucza, że wypowie umowę najmu nauczycielowi. Ale nie jest to łatwe.
- Prawo stanowi, że wypowiadając umowę najmu jednego lokalu komunalnego, musimy przydzielić inny. A wolnych lokali po prostu nie mamy - przyznaje Jacek Zyglewicz, zastępca wójta gminy Grudziądz.
Wujek chciał się całować
Za co dokładnie został skazany nauczyciel? O tym rozmawiamy z matką molestowanej Zosi. - Córka miała wtedy 12 lat. Była wtedy z dwoma siostrami - opowiada. Dodaje, że do zdarzenia doszło poza murami szkoły.
- Wiem tyle, że w sali w pewnym momencie zostały same z tym człowiekiem. Zmusił Kasię do pocałunku. Zosię złapał i przyciągnął do siebie. Tyle wiem - opowiada.
Potem kładzie na stole odpis wyroku. Czytamy w nim, że nauczyciel molestował Zosię przez blisko dwa miesiące - w wakacje 2013 roku. "Czynność seksualna polegała na dotykaniu pokrzywdzonej za piersi oraz pośladki".
- Dziewczynki na początku nikomu o tym nie powiedziały. Po tych wakacjach poszły do innej szkoły. Tam pedagog zauważył, że coś jest nie tak. Że dziewczynki mogą mieć za sobą coś złego - mówi ich matka.
Do szkoły zostali wezwani rodzice. Usłyszeli, że dziewczynki opowiadają o tym, co zrobił im były nauczyciel.
- Poszliśmy z tym do prokuratury. Co z tego, że ten facet to przyjaciel mojego męża?
Kobieta opowiada, że po zawiadomieniu śledczych od rodziny odwróciła się prawie cała miejscowość.
- "Dzień dobry" nie odpowiadali. Patrzyli na nas spode łba. Teraz trochę się poprawiło - przyznaje.
"Po cholerę przyłażą?"
Mieszkańcy wiedzą swoje.
- Te dziewuchy to zrobiły specjalnie. Zresztą, dalej się bawią tym biednym facetem. Przychodzą pod sklep, jak ten nauczyciel przyjdzie na piwo. I co? On ma wtedy uciekać, bo ma zakaz sądowy? Paranoja - denerwuje się jeden z mieszkańców.
- Faceta można w dzisiejszych czasach zgnoić. Tak to już jest - ocenia siedzący przy tym samym stole jego sąsiad.
Prawie wszyscy trzymają kciuki, że nauczyciel nie straci mieszkania.
- Teraz tam żyje tylko żona. Dziecko dorosło i się wyprowadziło a nauczyciel wyjechał pracować do Niemiec. Przyjeżdża raz na jakiś czas w weekendy - słyszymy.
Za zasługi
W gminie Grudziądz jest kilkanaście lokali mieszkalnych, które mieszczą się w szkołach, zakładach opieki zdrowotnej czy przedszkolach. Docelowo - wszystkie mają zniknąć.
- Chcemy włączać przestrzeń zajmowaną przez lokale do instytucji. W szkołach mają powstać dodatkowe pomieszczenia, podobnie zresztą jak w szkołach czy ZOZ-ach - zapowiada wójt.
W większości przypadków - gmina po prostu czeka. Większość lokatorów jest już dość wiekowa. - Nie chcemy nikomu fundować dramatu na emeryturze - dodaje wójt Andrzej Rodziewicz.
- Zakładałam to przedszkole, mieszkanie przyznano mi za zasługi. To trochę symbol minionych czasów, fakt. Teraz już się tak nie traktuje ludzi - mówi emerytowana dyrektorka przedszkola pod Grudziądzem.
Nauczyciel z wyrokiem też miał zasługi. Wielokrotnie nominowano go do nagrody nauczyciela roku.
- Na pewno jest ostatnim najemcą tego lokalu w szkole. Jak długo tam zostanie? Trudno na razie powiedzieć - kwituje wójt.
Relikt
- Wie pan, te mieszkania w szkołach, sądach, punktach opieki zdrowia to relikt przeszłości. W większych miastach tego typu lokali nie ma od lat – mówi Jakub Piąstka, pośrednik nieruchomości.
Tłumaczy, że mieszkania były najchętniej wyznaczane w budynkach użyteczności publicznej w latach 60. Dlaczego? Po prostu wtedy wszędzie brakowało lokali mieszkalnych.
– Tworzono zaplecze dla ludzi, którzy mieli być związani z daną instytucją. Łatwiej było ściągnąć nauczyciela do danej miejscowości, jeżeli zaproponowało mu się atrakcyjne mieszkanie obok albo nawet w miejscu pracy – wyjaśnia.
Do dzisiaj mieszkań w budynkach różnych instytucji zostało niewiele.
- W wielkich miastach szybciej „wycięto” lokale mieszkalne ze szkół czy sądów. Po prostu od początku widziano w tym problem, który utrudnia administrowanie nieruchomością. Lokatorzy potrafili wstrzymywać kluczowe remonty, bo nie mieli na nie pieniędzy – zaznacza Piąstka.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź