Najpierw spóźnił się dwie godziny na własny proces, a potem z szelmowską pewnością siebie mówił, że jego obrazy może były ciut za drogie i "kolejny klient może liczyć na zniżkę". W taki oto sposób recydywista z Pabianic odniósł się do sprawy, za którą grozi mu do 10 lat więzienia. Mężczyzna wymalował 20 "obrazów", które - podobno - właściciel sklepu mięsnego kupił za dwa miliardy. A potem zażądał zwrotu VAT w wysokości 160 milionów złotych.
Jeden z nich - ten, który namalował (przynajmniej w teorii) najdroższe obrazy w historii ludzkości, rzemiosła nauczył się w celi, kiedy odsiadywał wyrok za jedną z wcześniejszych kradzieży z włamaniem. Po wyjściu na wolność wiedzę chciał przekuć w zysk. I to niemały. Namalował 20 obrazów, które wycenił na ponad dwa miliardy złotych. W czasie śledztwa nie przyznawał się do winy, bo - jak podkreślał - "sztuka jest warta tyle, ile ktoś jest gotów za nią zapłacić".
Na własny proces jednak spóźnił się blisko dwie godziny. Na sali rozpraw powiedział, że nie przyznaje się do winy i będzie odpowiadał na pytania własnego obrońcy. A o co pytał obrońca? O nałogi swojego klienta.
- Wysoki sądzie, ja jestem uzależniony od wszystkiego. Alkoholu, marihuany, dopalaczy. Od urodzenia - deklarował.
- Jak to od urodzenia? - dopytywał sąd.
- Byłem "czysty" do siódmego roku życia. Potem poszedłem do szkoły i się zaczęło - opowiadał.
W reakcji sędzia poinformowała, że Damian M. będzie poddany sądowo-lekarskiej obserwacji psychiatrycznej, która ma wskazać, czy mężczyzna jest poczytalny.
Już po wyjściu z sali rozpraw rozmawiał z reporterką TVN24, Katarzyną Pasikowską.
- Faktycznie ta sztuka pana tyle jest warta? - zapytała dziennikarka.
- No! A oglądała pani obrazy? - odparł artysta.
- Ale to 108 milionów za jeden obraz to chyba...
- Nie no, może trochę zejdę z ceny - wtrącił oskarżony.
- Ale to pan droższy chyba niż Van Gogh - ciągnęła reporterka.
- Zobaczę, na co kogo stać - mówił wyraźnie rozbawiony mężczyzna.
Dodał, że obrazy maluje "swoją techniką, mieszaną".
- Maluję wyobraźnią, proszę pani - rzucił na koniec.
Powaga u "mecenasa"
Na początku rozprawy na sali obecny był tylko drugi z Damianów M. Właściciel sklepu mięsnego, który pod koniec 2016 roku zamówił u "artysty" namalowanie 20 obrazów o różnej tematyce. Kontrakt miał opiewać na dwa miliardy złotych. Potem pojawił się w urzędzie skarbowym i zawnioskował o zwrot VAT-u, czyli... 160 milionów złotych.
Sprawa od początku wydała się podejrzana pracownikom skarbówki. Szybko zaalarmowana została prokuratura, która stawia sprawę jasno: tu żadnej sztuki nie było. Był za to plan wyłudzenia dużej sumy ze skarbu państwa.
Mężczyzna przyznał się do winy, ale odmówił składania wyjaśnień. Nie chciał też odpowiadać na pytania.
Nie aż tak cenne...
W czasie śledztwa prokuratorzy chcieli ustalić, czy dzieła faktycznie są coś warte. Wnioski są dla rzekomego artysty niekorzystne.
- Z opinii biegłego rzeczoznawcy wynika jednoznacznie, że nie noszą one cech dzieł sztuki - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Powołany przez prokuratorów historyk sztuki ocenił, że "dzieła" powstały bez znajomości podstawowych zasad kompozycji i technologii malarskiej. Co gorsza, autor użył do ich wykonania gotowych podobrazi i zastosował nieodpowiedni dla farb akrylowych rozcieńczalnik. Efekt jest taki, że obrazy mają być warte – według opinii specjalisty – nie więcej niż 40-50 złotych za sztukę.
- Ostatecznie rzeczoznawca przyjął, że obrazy mają charakter amatorski - informuje prokurator.
Na tym jednak sprawdzanie artystycznej wartości obrazów się nie zakończyło. Śledczy stwierdzili, że dzieła autora nie są notowane w rankingach wycen zamieszczonych na polskich i międzynarodowych portalach aukcyjnych. Co prawda kilka "dzieł sztuki" wystawiono w internecie na sprzedaż. Ale - według ustaleń śledztwa - była to próba uwiarygodnienia, że "artysta" ma podstawy do żądania miliardów za swoje płótna.
"Szukałem jelenia"
- Trudno mi powiedzieć, czy przyznaję się do winy. Treść stawianych mi zarzutów zrozumiałem - uciął krótko "artysta" podczas przesłuchania w prokuraturze.
Co na to ten, który obrazy kupił?
- Chciałem otworzyć galerię sztuki. Szukałem jelenia, co mi namaluje obrazy, a ja bym potem je sprzedał drożej w internecie - mówił w czasie przesłuchania.
I jeszcze, że wcale nie chciał wyłudzić VAT-u. Chciał - jak twierdzi - sam poradzić sobie z artystą. I unieważnić weksle na dwa miliardy złotych.
- Wiedziałem, że w urzędzie skarbowym mi zakwestionują ten zwrot VAT. Prawnicy mi doradzili, że tak rozpocznę drogę, na końcu której będzie unieważnienie tych absurdalnych weksli - twierdzi.
Na dowód dobrej woli podkreślał, że już w lutym dokonał korekty deklaracji VAT-7. Potem już nie domagał się wypłaty 160 milionów złotych. Niedługo potem wypowiedział artyście umowę.
Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź