Wstępne wyniki przeprowadzonej w piątek sekcji zwłok wykazały, że Maciuś zmarł, bo się udusił. Tuż przed śmiercią połknął fragment długopisu, który zatkał prawe oskrzele główne. - Nie ulega wątpliwości, że możemy mówić o nieszczęśliwym wypadku. Czekamy jednak na dokładne wyniki sekcji zwłok, które będą znane w ciągu kilkunastu dni - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Ze wstępnych ustaleń posekcyjnych wynika, że dziecko zmarło śmiercią gwałtowną na skutek uduszenia - doszło do zatkania prawego oskrzela głównego plastikowym fragmentem długopisu.
- Ciało obce zostało połknięte tuż przed śmiercią. Sekcja nie wykazała ewidentnych zmian chorobowych u dziecka. Pod ich kątem przeprowadzone zostaną szczegółowe badania histopatologiczne zabezpieczonych wycinków - poinformował Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Prokurator dodaje, że "z wnioskami płynącymi z sekcji trzeba jeszcze poczekać". Podkreśla jednak, że w świetle nowych ustaleń trudno dopatrywać się związku pomiędzy działaniem szpitala w Kutnie a zgonem dziecka.
- Nie ulega wątpliwości, że możemy mówić o nieszczęśliwym wypadku. Czekamy jednak jeszcze na dokładne wyniki sekcji zwłok, które będą znane w ciągu kilkunastu dni. Wtedy podejmiemy dalsze decyzje dotyczące śledztwa - ucina prokurator.
Dramat dziecka
Z ustaleń śledczych wynika, że chłopiec najpierw trafił do lekarza świątecznej pomocy. Ten stwierdził zapalenie oskrzeli, przepisał witaminy i syrop wykrztuśny. Kobieta wykupiła leki i wróciła do domu. W nocy z 8 na 9 lutego chłopiec zaczął ciężko oddychać. Kobieta próbowała umówić wizytę lekarską w domu, ale odesłano ją do przychodni.
Dopiero po interwencji MOPS-u lekarz przyjechał do domu. Po badaniu stwierdził, że dziecko powinno dostać antybiotyk dożylnie i wypisał skierowanie do szpitala. Matka i babcia pojechały tam z chłopcem i jego 3-letnim bratem w poniedziałek, około 18.30.
Matka dziecka twierdzi, że lekarz wypisał tylko receptę na antybiotyk i odesłał chłopca do domu. Matka wykupiła lekarstwo i podała zgodnie z zaleceniami. Następnego dnia chłopiec źle się poczuł, zaczął mocno kaszleć i dusić się. Matka pobiegła po pomoc do sąsiada, który wezwał pogotowie.
To on - instruowany przez dyspozytora pogotowia - rozpoczął reanimację. Potem akcję kontynuowali ratownicy. Pomimo długiej próby przywrócenia funkcji życiowych, dziecka nie udało się uratować.
Ordynator straciła stanowisko
Starosta powiatu kutnowskiego poinformował - jeszcze przed wstępnymi wynikami sekcji zwłok dziecka - o zwolnieniu ordynatora oddziału pediatrii w miejscowym szpitalu.
Dr Iwona Ligenza, dotychczasowa ordynator pediatrii, straciła stanowisko, ale nie pracę - będzie zatrudniona w szpitalu do zakończenia kontroli. - W tej chwili przebywa na zwolnieniu lekarskim - poinformował Mariusz Sidorkiewicz, reporter TVN24.
Chociaż wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują, że pracownicy szpitala nie odpowiadają za zgon Maciusia, to dr Ligenza nie może na razie liczyć na szybki powrót na stanowisko.
- Chcemy najpierw wyjaśnić wszelkie wątpliwości związane z pracą szpitala - powiedział przed kamerą TVN24 Krzysztof Debich, starosta kutnowski.
"Mogło nie być żadnego błędu"
Grzegorz Koszada, dyrektor ds. lecznictwa kutnowskiej placówki informuje, że w szpitalu trwa postępowanie wewnętrzne, które ma ocenić pracę lekarzy w placówce.
- Na tym etapie możemy wskazać, że decyzja lekarza, który zalecił leczenie w domu mogła być poprawna - tłumaczy dyrektor.
I dodaje, że odesłanie "z kwitkiem" dziecka, które zostało skierowane na oddział do domu też nie musi oznaczać naruszenia procedur.
- Skierowanie nie oznacza, że pacjent musi obligatoryjnie być hospitalizowany. Zawsze w takim wypadku ostateczna decyzja należy do lekarza na izbie przyjęć. W tym wypadku decyzja kliniczna była taka, że chłopiec może być leczony w domu - wyjaśnia Koszada.
Dyrektor ds. lecznictwa informuje też, że w najbliższym czasie w placówce rozpocznie się kontrola NFZ, który skontroluje działanie oddziału pediatrii i Szpitalny Oddział ratunkowy.
- Spodziewamy się też kontroli ministerialnej. Chodzi o wyjaśnienie wszelkich wątpliwości dotyczących naszej placówki - mówi nasz rozmówca.
Protest pod szpitalem
Zanim zostały ujawnione wstępne wyniki sekcji zwłok, opinia publiczna winą za dramat dziecka obarczyła personel kutnowskiego szpitala. W czwartek wieczorem pod placówką pojawiło się około 100 osób z transparentami. Można było na nich przeczytać m.in. "pozwalacie umierać, zamiast leczyć".
- Prowadzimy łącznie trzy postępowania, w toku których badane są okoliczności śmierci dzieci, które były leczone w kutnowskim szpitalu – potwierdza Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Autor: bż/r / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24