Marta miała 26 lat. Zginęła niedługo po tym, jak zatrzymała się na prawym pasie autostrady. W tył jej auta uderzył rozpędzony tir. Jego kierowca - Litwin - jest podejrzany o nieumyślne spowodowanie wypadku. Śledztwo wykazało bowiem, że mógł uniknąć wypadku; niestety nie patrzył, co działo się przed jego ciężarówką.
Od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia grozi 39-letniemu Andriusowi. Łódzka prokuratura okręgowa wydała Międzynarodowy Nakaz Dochodzeniowy, w którym wnioskują do litewskich prokuratorów, aby przedstawili mu zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Do tragedii, o której pisaliśmy na tvn24.pl, doszło pod Strykowem (woj. łódzkie) we wrześniu ubiegłego roku.
- Śledztwo wykazało, że kierowca nieuważnie obserwował drogę. Z tego też powodu doszło do wypadku, w którym zginęła kierująca samochodem marki Toyota - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Litewscy śledczy mają poinformować 39-latka, że może on zapoznać się ze zgromadzonym w sprawie materiałem dowodowym.
- Może to zrobić na terenie Polski - wyjaśnia Kopania.
Kiedy formalności na Litwie zostaną spełnione, polska prokuratura skieruje akt oskarżenia do sądu.
Tajemnicza śmierć
O śmierci Marty po raz pierwszy informowaliśmy, kiedy zwróciła się do nas jej rodzina, która mimo upływu czasu nie miała pojęcia, co tak naprawdę stało się na autostradzie A2 w pobliżu Strykowa (woj. łódzkie).
- Na początku słyszałam od policji, że córka zjechała nagle pod tira. Że po prostu pękła jej opona - opowiada nam Ewa Flasz, matka zmarłej 26-latki.
Teraz już wiadomo, że to nieprawda. Redakcji tvn24.pl udało się dotrzeć do końcowych wyników pracy biegłego, który odtwarzał okoliczności tragedii na A2 na zlecenie prokuratury. Wnioski są dwa.
Po pierwsze: do tragedii doszło, bo Marta z jakiegoś powodu zatrzymała się na prawym pasie autostrady.
Po drugie: kierowca jadącego za nią tira nie wykorzystał szansy, żeby uniknąć tragedii. Z wyliczeń biegłego jasno wynika, że mógł bez problemu wyhamować. Nie zrobił tego, bo - jak podejrzewa biegły we wnioskach końcowych - "nieuważnie obserwował drogę".
Bez pamięci
Z opinii biegłego pracującego na zlecenie prokuratury wynika, że Marta prawdopodobnie jechała sprawnym samochodem. Dlaczego zatem zatrzymała auto na autostradowym pasie? To ciągle pozostaje zagadką. Sprawę mogły wyjaśnić zeznania Łukasza - chłopaka Marty, który w momencie wypadku był pasażerem. Niestety, nie przypomina on sobie, czy i po co Marta miałaby zatrzymać samochód. Przyznaje jednak, że z dnia wypadku pamięta niewiele. Doznał wstrząśnienia mózgu. Przypomina sobie jedynie swoją ostatnią rozmowę z Martą. Jak zeznał śledczym - dotyczyła płyty, którą dziewczyna mu podarowała.
"Rozmawialiśmy cały czas spokojnie, nie kłóciliśmy się. Marta była skoncentrowana na jeździe (...) Ja pamiętam, jak w pewnej chwili poczuliśmy uderzenie w tył" - zeznał. Co do tego, że samochód stał, śledczy nie mają wątpliwości. Złudzeń co do tego nie pozostawiają dane odczytane z modułu rejestracji danych zdarzeniowych (z ang. EDR). Działa podobnie do czarnej skrzynki w samolocie. Rejestruje pracę samochodu tuż przed wypadkiem.
Dzięki danym z rejestratora ustalono, że żadnego wyprzedania nie było. Że Marta z jakiegoś powodu stała przez co najmniej cztery sekundy na autostradzie. Naciskała hamulec. Zapisy wskazują, że na dwie sekundy przed zderzeniem w toyocie nie pracował silnik. "Silnik zgasł lub został zgaszony przez kierującą pojazdem" - czytamy w opracowaniu, pod którym podpisał się specjalista ds. technicznych firmy Toyota. W oględzinach uczestniczyli też policjanci ze Zgierza.
Zmarnowane cztery sekundy
Andrius, któremu litewscy prokuratorzy będą ogłaszać zarzuty tragicznego dnia, przewoził deski do Niemiec.
Biegły ustalił, że kierowany przez mężczyznę tir jechał z prędkością od 70 do 85 km/h. Na jego pasie stała toyota. Z opinii jasno wynika, że miał co najmniej 4,2 sekundy na podjęcie "działań obronnych". Nie mógł zmienić pasa na lewy, bo po nim jechały inne pojazdy. Ale - jak wskazuje biegły - przy tej prędkości bez większego problemu mógł wyhamować.
Na udowodnienie tej hipotezy w opinii znajdują się wyliczenia, z których wynika, że Litwin miał dość czasu i miejsca. Nawet przy odliczeniu sekundy na podjęcie działania tir powinien zatrzymać się kilkadziesiąt metrów przed toyotą. Stało się inaczej. Litwin na hamulec nacisnął dopiero po zmiażdżeniu samochodu osobowego. Sam kierowca przyznał zresztą, że nie widział toyoty.
- Lewym pasem ruchu jechało dużo samochodów osobowych, które mnie wyprzedzały. Nagle usłyszałem głośny huk i w tym momencie zobaczyłem, że tuż przed moim samochodem znalazł się samochód osobowy - zeznał Litwin, który wcześniej miał status świadka.
Zgubiony dowód
Wcześniej jako pierwsi informowaliśmy, że - z powodu błędu policji - prokuratorzy badający śledztwo nie mieli do dyspozycji nagrania z punktu poboru opłat w Strykowie. Marta zginęła kilkaset metrów dalej od tego miejsca.
- Marta przejechała chwilę przed śmiercią przez punkt poboru opłat. Tak samo zresztą jak tir. Można by było stwierdzić, kto wjechał pierwszy na odcinek - mówi matka.
Wtórował jej Zdzisław Gorgol, biegły sądowy zajmujący się m.in. rekonstruowaniem wypadków samochodowych.
- To mógł być ważny dowód pośredni. Film mógłby wykazać, jaka była różnica czasowa pomiędzy pojazdami. Kiedy wjechały na płatny odcinek. Za pomocą obliczeń można by było spróbować odtworzyć prędkości, z jaką się poruszały. Oczywiście, mówiąc hipotetycznie, bo teraz tylko to nam pozostaje - tłumaczy.
I dodaje, że w odtwarzaniu wypadków obowiązuje zasada: - Nie ma danych niepotrzebnych.
Dlaczego filmu nie ma? Bo policjantka odpowiedzialna za zabezpieczanie materiału dowodowego pomyliła godziny, kiedy wystąpiła do Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego z wnioskiem o nagranie. I te właściwe zostały skasowane.
"Funkcjonariuszka, występując o zapis monitoringu, podała we wniosku godzinę wypadku, jaka została ustalona we wstępnej notatce" - informowała podkom. Magdalena Nowacka ze zgierskiej policji w stanowisku przesłanym do redakcji tvn24.pl.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź