Już nie prokuratura w Wieluniu, ale w Sieradzu (woj. łódzkie) wyjaśnia okoliczności wypadku, w którym zginął 55-letni mężczyzna i jego matka. W ich samochód uderzyło auto kierowane przez 39-letniego policjanta. Choć po zderzeniu wokół było wielu ludzi, zakrwawiony funkcjonariusz odszedł z miejsca tragedii. Przeszedł 20 kilometrów, nim go znaleźli.
O tym wypadku informowaliśmy na tvn24.pl w ubiegłym tygodniu. Okoliczności tragedii w Kamionce w woj. łódzkim będą badali śledczy z Prokuratury Rejonowej w Sieradzu. Materiały sprawy zostały już przekazane z wieluńskiej prokuratury.
- Decyzja ta została podjęta, żeby działania były transparentne – informuje tvn24.pl Jolanta Szkilnik z Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.
Ta transparentność mogłaby być zaburzona, bo jeden z uczestników wypadku - jako policjant - mógł osobiście znać się z wieluńskimi śledczymi. A to właśnie zachowanie 39-letniego funkcjonariusza - zarówno przed, jak i po wypadku, chcą wyjaśnić prokuratorzy.
Na odpowiedź wciąż czeka wiele pytań - na przykład to, z jaką prędkością poruszało się audi kierowane przez policjanta. Nie wiadomo też, jakim cudem ciężko ranny mężczyzna po prostu odszedł z miejsca wypadku, wokół którego szybko zaroiło się od świadków i służb.
Ranny policjant mimo to przeszedł wzdłuż drogi krajowej 20 kilometrów i tam upadł. Został znaleziony przez przypadkowe osoby - 10 godzin po tragedii.
"Była krew, nie było zapachu alkoholu"
W niedzielę, 1 września, na mszy w kaplicy w Kamionce pod Wieluniem - jak co tydzień - obecna była niemal cała wieś. 55-letni Henryk miał do domu dokładnie 800 metrów, ale przyjechał samochodem, bo był ze schorowaną 79-letnią matką.
Oboje wsiedli do zielonego matiza. Zginęli kilkadziesiąt sekund później, na skrzyżowaniu z drogą krajową nr 43. Policjanci badający sprawę ustalili, że matiz wyjechał wprost pod koła audi, które jechało na drodze z pierwszeństwem.
- My przez to skrzyżowanie przejechaliśmy kilkanaście sekund wcześniej. Zaparkowałem na podwórku i wysiadłem z auta. Usłyszałem potężny huk - mówi Henryk Rosiak, mieszkający na rogu "krajówki" i ulicy, przy której stoją domy.
Po chwili był drugi huk. Przez drewniane ogrodzenie domu przebiło się ciemne audi.
- Zatrzymało się może dwa i pół metra ode mnie. Za kierownicą siedział mężczyzna, który szybko wysiadł z auta - opowiada rozmówca tvn24.pl.
To był - jak się później okazało - 39-letni funkcjonariusz prewencji z komendy policji w Wieluniu.
- Miał zakrwawioną twarz, ale powtarzał, że nic mu nie jest. Ja mu na to, żeby usiadł, bo może mieć obrażenia wewnętrzne. Był wyraźnie pobudzony, ale nie czułem od niego alkoholu - opowiada Henryk Rosiak.
Pobiegł do domu po telefon. Jak wyszedł, to rannego mężczyzny już nie było. Wszyscy miejscowi skupiali się na zielonym matizie, z którego wyciągnięto nieżyjącego już 55-letniego sąsiada. W aucie zakleszczona była 79-letnia matka. Kobieta zmarła w drodze do szpitala.
Droga
Co w tym czasie działo się z policjantem? Wiadomo, że musiał się minąć z wieloma osobami, które biegły nieść pomoc.
- Moja wnuczka go widziała. Coś do niej mówił o wypadku, ale ona nic nie zrozumiała. Nie to, że bełkotał. Po prostu nie miało to sensu - opowiada nam jedna z mieszkanek Kamionki.
Potem - jak mówi nasza rozmówczyni - skupiła się na innych poszkodowanych. Policjant odszedł - nie niepokojony przez nikogo. Ruszył wzdłuż drogi - na południe. A od strony Wielunia - na północ od Kamionki - jechały radiowozy, karetki i wozy strażackie.
Policjant przeszedł 20 kilometrów i upadł. Został znaleziony przez przypadkowe osoby obok drogi, kiedy było już ciemno. Było już po godzinie 21. Mężczyzna był trzeźwy. Miał jednak obrażenia klatki piersiowej i głowy, dlatego musiał trafić do szpitala.
Szukanie odpowiedzi
Prokuratura w Sieradzu nie chce informować, kiedy przesłuchany zostanie funkcjonariusz. Prokurator Jolanta Szkilnik informuje, że na razie prokuratorzy czekają na wyniki badań próbek krwi pobranych od uczestników wypadku.
- Powołany zostanie biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych. Termin jego powołania uzależniony jest od tego, kiedy otrzymamy opinię z zakresu medycyny sądowej oraz próbek krwi - tłumaczy Szkilnik.
Dowiedzieliśmy się, że funkcjonariusz wyszedł już ze szpitala.
- Jest w złym stanie psychicznym. Opiekują się nim lekarze - mówią członkowie jego rodziny, do których udało nam się dotrzeć.
***
Jak ustaliliśmy, na 39-letniego policjanta nie było nigdy skarg. Mężczyzna cieszy się dobrą opinią jako funkcjonariusz.
Pogrzeb 55-letniego Henryka i jego matki odbył się w zeszły czwartek.
Autor: bż/i/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź