Łódzka prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie zabójstwa 40-letniego Roberta. - Trudno w to wszystko uwierzyć. Przecież w areszcie jest człowiek, który zadał ciosy - płacze Beata, wdowa. Prokuratura tłumaczy, że zgromadzone dowody pozwoliły jedynie na oskarżenie pięciu osób o pobicie, za które grozi do trzech lat więzienia. Proces ruszył w Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Widzewa.
W czwartek w łódzkim sądzie ruszył proces pięciu osób: Mariusza K., Ewy K., Jacka D., Agaty S. i Arkadiusza K. Wszyscy - jak ustalili prokuratorzy - byli członkami grupy, która niemal dokładnie rok temu, 1 stycznia nad ranem, wtargnęła do mieszkania przy ulicy Niemcewicza, gdzie kończyła się impreza sylwestrowa. Mężczyźni mieli na sobie kominiarki.
Członkowie agresywnej grupy zaatakowali osoby będące w mieszkaniu. Doszło do pobicia.
Ciosy otrzymał też Robert G., który na sylwestra do przyjaciół przyszedł z żoną, Beatą. Kiedy napastnicy wyszli z mieszkania, pobiegł za nimi.
- Chciał zapisać tablice rejestracyjne. Nie zdążyłam go zatrzymać - płacze Beata.
Umorzenie
Robert na dole bloku przy Niemcewicza dostał kilka ciosów nożem. Nie przeżył. Prokuratorom jednak nie udało się ustalić, kto zadał te śmiertelne ciosy.
W związku z tym łódzka prokuratura zdecydowała się umorzyć sprawę zabójstwa.
- Mimo zastosowania wszelkich możliwych sposobów nie dało się odtworzyć przebiegu zdarzenia - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Dodaje, że śledczy wyczerpali już możliwości dalszego badania sprawy. To jednak - jak obiecuje prokurator - nie oznacza, że zabójca może spać spokojnie.
- Śledztwo w sprawie zbrodni zabójstwa będzie mogło być wznowione w każdym momencie, kiedy tylko pojawią się ku temu przesłanki - mówi Kopania.
Ze łzami w oczach tę informację przyjęła wdowa po Robercie.
- Co ja mam teraz powiedzieć córce? Że ktoś zabił jej tatę, ale w sumie nie wiadomo, który z członków agresywnej grupy to zrobił? Że zostanie bezkarny? - mówi przed kamerą tvn24.pl.
Milczenie
Prokuratura liczy, że w czasie procesu o pobicie, pojawią się nowe okoliczności, które pozwolą na wytypowanie zabójcy.
W czasie czwartkowej rozprawy - podobnie jak podczas śledztwa - oskarżeni przyznawali się do udziału w pobiciu.
Na pytania swojego obrońcy zdecydowała się odpowiadać Ewa K. i jej mąż, Mariusz K. Para przeprosiła, że doszło do pobicia.
Pozostali oskarżeni odmówili składania wyjaśnień i nie zgodzili się na odpowiadanie na jakiekolwiek pytania.
(Jeszcze) w areszcie
Wdowę po Robercie przeraża jednak to, że oprawca jej męża niedługo może wyjść na wolność. Bo chociaż cała piątka oskarżonych jest w areszcie, to coraz mniej jest przesłanek do dalszego stosowania najsurowszego środka zapobiegawczego.
Oskarżonym nie grozi bowiem surowa kara (za pobicie polski kodeks przewiduje do trzech lat więzienia). Zakończone śledztwo i fakt, że ostatni w tej sprawie zatrzymani oskarżeni (Ewa i Mariusz K.) sami oddali się w ręce wymiaru sprawiedliwości powoduje, że coraz bardziej wątpliwa jest argumentacja o obawie matactwa i ryzyka ukrywania się przez oskarżonych.
- Zostałam uprzedzona, że mogą niedługo wyjść na wolność. To jest gorsze, niż najgorszy koszmar - załamuje ręce Beata, wdowa po Robercie.
Od kłótni do śmiertelnych ciosów
Dlaczego pięcioosobowa grupa wtargnęła do mieszkania przy Niemcewicza? W czasie śledztwa prokuratorzy ustalili, że zaczęło się od sprzeczki w czasie sylwestrowej "domówki", na którą zaproszony był Robert i Beata.
Już po północy, jedna z uczestniczek imprezy zaczęła zachowywać się agresywnie. Kobieta została wyproszona z imprezy. Poszła wtedy do innej grupy, którą poprosiła o to, żeby "ratować jej honor".
Funkcjonariusze badający sprawę na początku swoich działań nie przypuszczali, że śledztwo tak bardzo się skomplikuje. Początkowo wydawało się im, że kluczem do zatrzymania zabójcy jest ustalenie tożsamości uczestników pięcioosobowej grupy napastników.
Do zatrzymań dochodziło sukcesywnie aż do czerwca, kiedy z Niemiec przyjechała Ewa K. i jej mąż Mariusz. Sami zgłosili się na policję.
Prokuraturze nie udało się znaleźć narzędzia zbrodni.
Autor: bż/ks / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź