Żona prezesa Amber Gold zaszła w ciążę, gdy była osadzona w łódzkim areszcie. Ojcem jest ówczesny funkcjonariusz Służby Więziennej Tomasz R. Mężczyzna właśnie usłyszał wyrok. Zdaniem sądu, wykorzystał to, że aresztowana była od niego zależna.
Wyrok, który zapadł w sądzie rejonowym dla Łodzi-Widzewa, kończy skandal z marca 2015 roku. Wtedy to do mediów dotarły informacje o tym, że Katarzyna P. (oskarżona o kierowanie piramidą finansową Amber Gold) zaszła w ciążę w łódzkim areszcie śledczym, gdzie czekała na proces.
Ojcem dziecka jest Tomasz R., ówczesny funkcjonariusz Służby Więziennej i wychowawca na oddziale, gdzie osadzona była Katarzyna P.
Dzisiaj były już strażnik więzienny (pracę stracił w 2016 roku) stanął przed sądem w roli oskarżonego.
Prokuratura oskarżyła go o nadużycie stopnia zależności, wynikającego ze stanowiska. Śledztwo wykazało bowiem, że od lutego do listopada 2014 roku utrzymywał nieformalne stosunki z oskarżoną. W tym czasie miał doprowadzać ją do innych czynności seksualnych oraz do współżycia.
Proces zakończył się na jednej rozprawie, bo R. przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze pozbawienia wolności na rok w zawieszeniu na trzy lata. Oprócz tego musi zapłacić 5 tysięcy złotych grzywny.
Oprócz tego, przez pięć lat nie może wykonywać pracy w jednostkach Służby Więziennej.
Rozprawa była niejawna. Sąd wyłączył jawność procesu również na czas przedstawiania ustnego uzasadnienia wyroku. Sędzia Mariusz Szczygielski tłumaczył to dobrem poszkodowanej Katarzyny P. i jej dziecka.
Przymusowe badania
Śledztwo w sprawie ciąży Katarzyny P. trwało długo. W 2015 roku sprawa trafiła do prokuratury i tu szybko utknęła. Dlaczego? Bo Katarzyna P. podczas przesłuchania nie chciała wskazywać, kto jest ojcem. Mówiła jedynie, że "nie czuje się ofiarą żadnego przestępstwa".
Bezradni śledczy zdecydowali się umorzyć śledztwo, co nie spodobało się pełnomocnik byłej szefowej Amber Gold. Złożyła zażalenie, w którym podkreślała, że śledczy nie wystąpili o próbkę DNA i na tej podstawie nie stwierdzili, kto jest ojcem. Sąd uwzględnił jej stanowisko i nakazał prokuratorom ponowne otwarcie śledztwa.
W 2017 roku Tomasz R. został przymuszony przez prokuraturę do oddania próbki śliny, aby porównać jego materiał genetyczny z materiałem dziecka Katarzyny P.
Wyniki nie pozostawiały wątpliwości - to on jest ojcem syna Katarzyny P.
Nie pierwszy wyrok
Tomasz R. był funkcjonariuszem SW przez 12 lat. W 2016 roku został skazany za podżeganie do poświadczenia nieprawdy na cztery miesiące pozbawienia wolności (kara została warunkowo zawieszona). W 2014 roku namawiał pracownicę administracji w areszcie o przyjęcie korespondencji od Katarzyny P. do sądu ze zmienioną datą.
- Funkcjonariusz odszedł ze służby, zanim dyrekcja podjęła decyzję o jego wydaleniu w związku z wyrokiem - informuje kpt. Jakub Białkowski, rzecznik prasowy Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Łodzi.
Wcześniej zakończyło się wewnętrzne postępowanie wyjaśniające, zlecone przez szefostwo aresztu.
Dziewięciu funkcjonariuszy (w tym Tomasz R.) otrzymało karę nagany. Funkcjonariuszom "dostało się" m.in. za to, że wiedzieli o romansie Katarzyny P., ale nie poinformowali o nim przełożonych.
Najpoważniejsze konsekwencje spotkały jednak ówczesnego szefa zakładu karnego przy ul. Beskidzkiej, który został odwołany ze stanowiska za niewłaściwy nadzór.
Materiał "Faktów TVN" o wybuchu afery:
Ciągle czeka na wyrok
Na rozprawie obecna była Katarzyna P., która została przywieziona do Łodzi z Zakładu Karnego nr 1 w Grudziądzu. Jej proces trwa przed gdańskim sądem okręgowym.
Według prokuratury, razem z mężem oszukała w latach 2009-12 w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Obojgu grozi do 15 lat więzienia.
Autor: bż/ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź