O tym, że jedno z bliźniąt obumarło, Aleksandra Wojciechowska dowiedziała się przypadkiem, bo z własnej inicjatywy poszła na dodatkowe badanie USG. To był szok, bo przecież kilka godzin wcześniej lekarka prowadząca jej ciążę twierdziła, że z dziećmi wszystko jest w porządku. Śledztwo w sprawie tego dramatu od czterech lat prowadzi prokuratura, a czynności sprawdzające właśnie wszczął Rzecznik Praw Pacjenta.
Tę sprawę opisywaliśmy na portalu tvn24.pl wielokrotnie. Aleksandra Wojciechowska była w 2015 roku w bliźniaczej ciąży. Jeden z płodów obumarł, ale lekarz prowadząca ciążę tego nie stwierdziła.
- Badała mnie, kiedy jeden z moich synów już nie żył. Zapewniała, że wszystko jest w porządku. A ciało Antosia zatruwało zdrowego brata. Ostatecznie Jaś urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym - opisuje kobieta.
Rzecznik Praw Pacjenta wszczął właśnie postępowanie wyjaśniające w Wojewódzkim Ośrodku Medycyny Pracy, w którym przyjmowała lekarz prowadząca ciążę.
Pacjent ma prawo do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należytą starannością przez podmioty udzielające świadczeń zdrowotnych w warunkach odpowiadających określonym w odrębnych przepisach wymaganiom fachowym i sanitarnym. Przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych osoby wykonujące zawód medyczny kierują się zasadami etyki zawodowej określonymi przez właściwe samorządy zawodów medycznych. art. 8 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta
"Postępowanie jest w sprawie naruszenia przez podmiot leczniczy prawa pacjenta do świadczeń zdrowotnych, o których mowa w art. 8 ustawy (z 6 listopada 2008 o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta - red.)".
Rzecznik Praw Pacjenta pyta Ośrodek Medycyny Pracy o odniesienie się do zastrzeżeń Aleksandry Wojciechowskiej do tego, jak prowadzona była jej ciąża.
- Chociaż byłam już w 32 tygodniu ciąży, moja lekarz prowadząca (ciążę – red.) wciąż mnie nie kierowała na trzecie USG, które refunduje Narodowy Fundusz Zdrowia.
- Nie czułam się najlepiej i miałam coraz większe obawy, że doglądanie mojej ciąży sprowadza się tylko do badania ciśnienia i osłuchiwania brzucha - opowiada rozmówczyni tvn24.pl.
Śledztwo w toku
Od czterech lat Prokuratura Regionalna w Łodzi prowadzi śledztwo w sprawie przestępstwa nieumyślnego narażenia Aleksandry Wojciechowskiej oraz jej dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub powstanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Śledczy badają też kwestię nieumyślnego spowodowania śmierci jednego z bliźniaków.
Do teraz nikt nie usłyszał zarzutów. 29 marca tego roku prokuratorzy przyznali, że chociaż lekarka prowadząca ciążę łodzianki popełniła błędy, to śledztwo trzeba umorzyć. Prokuratorzy nie dopatrzyli się bowiem w jej działaniu przestępstwa.
Do pracy wrócili, bo nakazał im to sąd, który rozpatrywał zażalenie na decyzję o zakończeniu śledztwa. Obecnie prokuratorzy czekają na opinię konsultanta krajowego w zakresie perinatologii. Wcześniejsza opinia biegłego w tej sprawie została oceniona przez sąd jako nieścisła.
Materiał w tej sprawie z 2016 roku:
Wiedza z przypadku
5 września 2015 roku pani Aleksandra była w 32. tygodniu ciąży. Po godz. 11 pojawiła się u swojej ginekolog. - Pani doktor zbadała mnie ginekologicznie. Słuchała bicia serduszek. Powiedziała, że wszystko jest OK. Dała mi zwolnienie z pracy i powiedziała, że mam się oszczędzać - opowiada.
Nie było OK. W momencie badania Antoś nie żył od kilku tygodni. O tym jednak rodzice dowiedzieli się przypadkiem, a 100-procentową pewność uzyskali po sekcji zwłok dziecka.
Aleksandra Wojciechowska, po wyjściu z gabinetu "swojej" ginekolog, postanowiła razem z narzeczonym iść na prywatne badanie USG. "Musi pani natychmiast trafić na stół operacyjny, jeden z bliźniaków jest martwy" – usłyszała.
- Wtedy to był dla mnie szok. Ale kiedy usłyszałam, że Antoś mógł nie żyć od ponad miesiąca, myślałam, że zemdleję - opowiada Aleksandra Wojciechowska.
***
Jaś niedawno miał czwarte urodziny. Nie stoi ani nie siedzi samodzielnie. Nie mówi. Lekarze nie zostawiają złudzeń: chłopiec do końca życia będzie potrzebował stałej opieki i nigdy nie będzie samodzielny. Rodzice zbierają pieniądze na jego leczenie i rehabilitację.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne Aleksandry Wojciechowskiej