Od sześciu lat nie wsiadała za kierownicę. Żeby móc znowu prowadzić auto, w nocy wybrała się z chłopakiem na parking przed jednym z marketów w Łodzi. - Jak ruszyła, to taranowała wszystko na swojej drodze, parking po wszystkim przypominał pobojowisko - mówią pracownicy sklepu. Sprawą zajmuje się policja.
Plan był taki: na pustym już w nocy parkingu 25-letnia obywatelka Ukrainy mieszkająca na stałe w Polsce miała - pod okiem swojego chłopaka - przypomnieć sobie, jak należy jeździć autem. Niestety, sytuacja wymknęła się spod kontroli:
- Kobieta ruszyła, staranowała wiatę na wózki. Kierowane przez nią auto nagle przyspieszyło: na drodze samochodu znalazła się jeszcze jedna wiata i zaparkowany samochód osobowy - wylicza sierżant sztabowy Jadwiga Czyż z łódzkiej drogówki.
Zanim auto prowadzone przez 25-latkę w końcu się zatrzymało, na parkingu było pełno zniszczonego sprzętu:
- Zmiażdżyła wózki sklepowe, podwójną wiatę wyrwała z podłoża i przemieściła kilka metrów. Kolejna wiata została rozciągnięta na długości kilkunastu metrów. Stalowe słupki są powyginane, tworzywo PCV jest połamane - wyliczają pracownicy sklepu, którzy we wtorek od rana porządkowali miejsce zdarzenia.
Sprawczyni zamieszania nie odjechała z miejsca zdarzenia. Inna sprawa, że przez uszkodzoną chłodnicę nie byłoby to możliwe.
- Na miejscu niedługo potem był patrol policji - mówi Jadwiga Czyż.
Czekając na dokument
Policjanci ustalili, że młoda Ukrainka jechała autem należącym do jej partnera (też z Ukrainy).
- Kierująca zarzekała się, że ma prawo jazdy, ale nie przywiozła dokumentu do Polski. Twierdziła, że ostatni raz za kierownicą siedziała sześć lat temu. Ma obecnie kilka dni, żeby okazać stosowny dokument i tym samym udowodnić, że faktycznie ma uprawnienia do jazdy samochodem - mówi Jadwiga Czyż.
Funkcjonariusze wstępnie zakwalifikowali zdarzenie jako kolizję.
- Czekamy na wycenę strat od przedstawicieli marketu - mówi policjantka.
Pracownicy sieci marketów w rozmowie z nami szacowali, że koszt naprawy może wynieść nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych:
- Zniszczone albo poważnie uszkodzone zostały dwie wiaty. Każda z nich kosztowała prawie osiem tysięcy złotych. Do tego dochodzi koszt naprawy powyginanych wózków - wyliczają rozmówcy tvn24.pl.
Kto za to zapłaci? Mecenas Bronisław Muszyński informuje, że najpewniej 25-latka i jej chłopak nie będą musieli się niepokoić:
- Jeżeli auto było ubezpieczone, a kierująca faktycznie miała uprawnienia do jazdy, była trzeźwa i nie zażywała przed jazdą żadnych substancji odurzających, to straty najpewniej pokryje polisa OC właściciela pojazdu - mówi prawnik.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź