- Siedział na drodze, łapki miał przymarznięte do asfaltu. Musieliśmy mu pomóc - opowiada tvn24.pl Michał Mazur, który w nocy z poniedziałek uratował lisa. O sprawie zrobiło się głośno w sieci, w ciągu kilku godzin o Michale i jego kolegach słyszało już 600 tys. osób.
- Nie jestem idiotą, wiem, że dzikie zwierzę może być niebezpieczne i może zarazić wścieklizną. Ale po prostu nie mogliśmy z kolegami go tak zostawić - mówi Michał Mazur.
A było tak. W nocy z poniedziałku na wtorek jechał ulicą Szczecińską w Łodzi. Wtedy zobaczył liska siedzącego na środku jezdni.
- Kiedy dzikie zwierzę nie ucieka przed człowiekiem to znak, że jest z nim coś nie tak. Po chwili już wiedzieliśmy, że łapki liska przymarzły do asfaltu i dlatego nie mógł uciec - opowiada.
On - podobnie jak dwaj koledzy - założył rękawice i poszedł ratować zwierzę. Położyli na nim koc. Po chwili lis ugrzał się na tyle, że jego łapki można było odkleić od asfaltu. Akcję nagrali telefonem komórkowym.
- O, jaki on fajny. Będzie siedział ze mną z tyłu - mówi jeden z mężczyzn.
Uratowany
Mężczyźni przewieźli przemarzniętego lisa do całodobowej kliniki weterynaryjnej w Konstantynowie Łódzkim.
- Zwierzę było w stanie skrajnego wychłodzenia. Lis był otumaniony, niemal się nie ruszał - Tomasz Sobieraj, kierownik kliniki.
Następnego dnia lis był już w dużo lepszej formie.
- We wtorek rano przetransportowany został do powiatowego inspektoratu weterynarii w Pabianicach - informują nas pracownicy konstantynowskiej kliniki.
W Pabianicach lis przechodzi kwarantannę. Przez 21 kolejnych dni będzie obserwowany.
- Chcemy upewnić się, czy zwierzę nie choruje na wściekliznę - słyszymy w inspektoracie.
Pomagaj, ale uważaj
Dorota Sumińska, weterynarz z Warszawy podkreśla, że dzikim zwierzętom trzeba pomagać, ale trzeba robić to umiejętnie.
- Dla własnego bezpieczeństwa musimy robić wszystko, żeby nas zwierzę nie ugryzło, ani nie podrapało.
Dobrze jest mieć ze sobą gruby koc, który będzie nas chronił - informuje.
Dodaje, że do potrzebującego lisa najlepiej podchodzić w dwie osoby.
- Tylko wykwalifikowana osoba będzie potrafiła poradzić sobie z tak zwinnym zwierzęciem w pojedynkę - wyjaśnia.
Hit sieci
Historia uratowanego lisa została zamieszczona w mediach społecznościowych. W ciągu dwa dni post widziało już ponad 600 tys. internautów. Na Michała Mazura i jego kolegów wylała się fala pochwał.
- To na pewno bardzo miłe. Jesteśmy jednak mocno zaskoczeni całym zamieszaniem - uśmiecha się Mazur.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Spotted: Łódź, Michał Mazur