Policyjny dron sytuację przed sygnalizatorem obserwuje z kilkudziesięciu metrów. Jego kamera nagrywa tych, którzy na remontowany odcinek drogi krajowej w Łęczycy (woj. łódzkie) wjeżdżają mimo czerwonego światła. - To, niestety, powszechna praktyka. Nasza akcja ma tego oduczyć kierowców - mówi podkomisarz Kamil Wnukowski z łódzkiej komendy wojewódzkiej.
Droga krajowa nr 91 w Łęczycy remontowana jest od zeszłego roku. Drogowcy wymieniają nawierzchnię na połowie jezdni; po drugiej odbywa się ruch. Kierowcy jadący w obu kierunkach korzystają z jezdni na zmianę - o tym, czyja jest kolej, informuje sygnalizacja świetlna stojąca przed zwężeniem. Ale tak nie jest zawsze.
- W obu kierunkach robią się gigantyczne korki, niektórym puszczają nerwy. Jak zmienia się światło na czerwone, to jadą dalej - byle podłączyć się pod grupę, która jeszcze zdążyła przejechać na wahadle - opowiada nam Anna, którą spotykamy w sznurze aut czekających na zmianę świateł.
Obok przechodzi jeden z pracowników firmy wykonującej przebudowę drogi krajowej. Jeszcze przed chwilą sterował tu ruchem ręcznie, żeby rozładować coraz większe korki. - Jak stajemy tu z lizakiem, to jest trochę spokojniej. Zdarzyło mi się jednak, że ludzie mnie omijali, chociaż nakazywałem im się zatrzymać. Nerwy źle na ludzi działają - wzrusza ramionami.
Żeby walczyć z samowolką kierowców, policjanci z grupy "Speed" zorganizowali akcję, którą nazywają "okiem speeda".
- Umieszczamy drona nad sygnalizatorem świetlnym, który wskazuje, kto i kiedy może wjechać na remontowany odcinek. Nagrywamy tych, którzy wjeżdżają na czerwonym świetle - opowiada podkomisarz Kamil Wnukowski z komendy wojewódzkiej.
Nagrani
Dronem steruje dwóch funkcjonariuszy - jeden umieszcza urządzenie kilkadziesiąt metrów nad skrzyżowaniem. Drugi ustawia kamerę tak, aby w jednym kadrze był widoczny sygnalizator i tablice rejestracyjne samochodów.
- Za wahadłem stoi kolejny patrol policji, który zatrzymuje wskazane przez nas samochody - tłumaczy Wnukowski.
Podczas trzech godzin akcji zorganizowanej w środę ukaranych zostało 15 kierowców. Wśród nich był pan Paweł, który co prawda przyjął mandat, ale był zdziwiony policyjną akcją.
- Tutaj tworzą się gigantyczne korki. Kierowcy z dróg dochodzących do drogi krajowej wpychają się przed samochody grzecznie czekające w kolejce. A policja skupia się na tych, którzy za późno o kilka sekund wjechali na mijankę - kręci głową.
Inni kierowcy byli bardziej nerwowi. Tak, jak kierująca ciemnym bmw, która została zatrzymana jako pierwsza podczas środowej akcji. Nie zgodziła się na pokazanie swojej twarzy. Przekonywała jednak, że na drogę wjechała na "późnym, żółtym świetle".
- A policjanci nie pokazali pani nagrania? - dopytujemy.
- Pokazali. Ale, moim zdaniem, czerwone światło zapaliło się w momencie, kiedy mijałam już sygnalizator i nie miałam możliwości zareagowania - przekonuje.
Po trzysta złotych
Podkomisarz Kamil Wnukowski przypomina krytykującym policyjną akcję, że przestrzeganie wskazań sygnalizacji świetlnej jest "absolutnym elementarzem" bezpiecznej jazdy.
- Osoby wjeżdżające na mijankę przy czerwonym świetle sprawiają, że pojazdy jadące z drugiej strony muszą czekać, aż zwolnią jezdnię. Przyczyniają się do korków i wzrostu frustracji. Nie możemy na to pozwalać - podkreśla policjant.
Dodaje, że za wjazd na czerwonym świetle grozi od 300 do 500 złotych mandatu.
- W zdecydowanej większości kierowcy karani są najniższą możliwą kwotą - zapewnia funkcjonariusz.
***
Policyjna akcja "oko speeda" ma być realizowana regularnie - również w innych miejscach, gdzie kierowcy nagminnie ignorują przepisy.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź