W szpitalu zakaźnym spędził 30 dni. Widział, jak inni chorzy różnie przeżywali fakt, że mają koronawirusa i są odseparowani od bliskich. - Było ciężko, ale na szczęście pod szybkami kombinezonów widziałem życzliwość w oczach pielęgniarek i lekarzy. To było bardzo ważne wsparcie - opowiada Edmund Witkowski, 90-latek, który pokonał COVID-19.
Nie wie, od kogo mógł się zakazić. Edmund Witkowski gorzej poczuł się w połowie marca. - Zrobiłem się słaby, oddech stał się krótszy. Podejrzewałem, że to może być ta choroba - opowiada 90-letni mieszkaniec Łodzi. Do zakażenia doszło, chociaż od pojawienia się komunikatów o epidemii bardzo starał się dbać o swoje bezpieczeństwo. - Chodzę sam na zakupy i załatwiam swoje sprawy. Starałem się robić zakupy w pustych sklepach. Mimo to musiałem mieć kontakt z kimś chorym - opowiada.
Kiedy pojawiły się objawy, sam odizolował się od otoczenia. Poprosił członków rodziny, aby - na wszelki wypadek - unikali z nim kontaktu. Po cichu liczył, że objawy ustaną. Ale 26 marca czuł się już tak źle, że zadzwonił na pogotowie. - Pomoc pojawiła się bardzo szybko. Zostałem przewieziony do szpitala zakaźnego w Zgierzu - mówi Edmund Witkowski.
Szpital
Jeszcze tego samego dnia od 90-letniego pacjenta pobrano wymaz, żeby przeprowadzić test na zakażenie koronawirusem. Niedługo potem przyszedł wynik: pozytywny. - Pierwsze dni spędziłem w jednoosobowej sali. Czułem się tak źle, że nie miałem na nic siły, ani ochoty - opowiada.
Przyznaje, że był już mocno zaniepokojony swoim stanem.
- Niedługo potem przeniesiono mnie na salę trzyosobową. Widziałem, że ludzie bardzo różnie reagują. Niektórzy byli bardzo załamani, część w bardzo ciężkim stanie. O dramatach, które rozegrały się w tym szpitalu, wolę nie mówić. Chciałbym to zapomnieć - opowiada.
Dodaje, że wielu pacjentów załamywało się z powodu absolutnej izolacji od świata zewnętrznego. Obok byli tylko inni zakażeni i personel, który przychodził w kombinezonach ochronnych.
- Lekarze i pielęgniarki wykonują tam tytaniczną pracę. Przez szybkę widziałem ich pełne życzliwości oczy. Wiedziałem, że się uśmiechają, chociaż nie było tego widać. To bardzo mi pomagało - przyznaje rozmówca TVN24.
Wyjście na prostą
Lekarze mówili panu Edmundowi, że leczyli go różnymi antybiotykami. Wreszcie - po pięciu, sześciu dniach hospitalizacji - jego stan zaczął się poprawiać. - To była olbrzymia ulga, bo wcześniej czułem się jak dętka. Ani się ogolić, ani umyć porządnie - mówi.
W czasie pobytu w szpitalu był wielokrotnie testowany na zakażenie wirusem SARS-CoV-2. Trzy pierwsze testy dały wynik pozytywny. Czwarty i piąty był już negatywny.
Pan Edmund mógł opuścić szpital. Ku radości rodziny i znajomych. Jeden z sąsiadów, widząc 90-latka spacerującego obok domu, podbiegł do ogrodzenia, żeby powiedzieć: "Dobrze pana widzieć".
Wcześnie urodzeni
90-letni pacjent otrzymał ze zgierskiego szpitala list z gratulacjami:
"Życzymy kolejnych wielu lat w zdrowiu. Bardzo cieszymy się, że wygrał Pan tę niełatwą walkę z COVID-19 i jest to dla nas i wielu osób nadzieją na lepsze jutro" - czytamy w liście, pod którym podpisała się Agnieszka Jóźwik, dyrektor szpitala zakaźnego.
Pan Edmund chciałby dotrzeć do innych - tak jak on - "wcześnie urodzonych" (bo nie lubi określenia "starsi ludzie"):
- Bądźcie państwo cierpliwi i dobrej myśli, to w końcu musi minąć. Pozytywne myślenie pomogło mi wrócić do funkcjonowania. Jest ono teraz szczególnie ważne - podkreśla łodzianin.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź