Iwona Z., była szefowa Regionalnego Centrum Pomocy Rodzinie w Łęczycy została skazana za kierowanie dzieci z trudną przeszłością do rodzin, w których były krzywdzone. Sąd pierwszej instancji uzasadnił, że urzędniczka ignorowała liczne sygnały alarmowe, że z dziećmi dzieje się źle.
Iwona Z. została skazana za niedopełnienie obowiązków. Miała dopuścić się zaniedbań w latach 2007 -2014. Została skazana na rok pozbawienia wolności. Kara została warunkowo zawieszona na dwuletni okres próby. Oprócz tego dostała dwuletni zakaz zajmowania kierowniczych oraz publicznych stanowisk związanych ze sprawowaniem pomocy społecznej.
Z. ma też zapłacić 1500 złotych grzywny oraz koszty sądowe w wysokości tysiąca złotych. Wyrok jest nieprawomocny.
Głucha na niepokojące sygnały
Do zadań skazanej, jak mówi nam Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej, należało między innymi organizowanie opieki w ramach rodzin zastępczych i nadzór nad ich funkcjonowaniem.
- Kobieta tego jednak nie robiła - mówi Kopania.
Praca Iwony Z. zaczęła być dokładnie sprawdzana po tym, jak nagłośniona została historia jednej z łęczyckich rodzin zastępczych w Łęczycy, prowadzonej przez Bożenę i Jana A. Co najmniej pięcioro dzieci miało być bitych i molestowanych seksualnie.
Małżeństwo A. miało podpisaną umowę na pełnienie funkcji rodziny zastępczej od 2007 roku. W tym czasie powierzono im łącznie szesnaścioro dzieci. Do łęczyckiego domu trafiali kolejni podopieczni, chociaż sąd wielokrotnie orzekał o nieprawidłowościach, których miała dopuszczać się ta rodzina zastępcza.
Tak było na przykład w listopadzie 2009 i w maju 2010 roku. Sąd orzekał wtedy o odebraniu dzieci, które były pod opieką Bożeny i Jana A. Zdaniem sądu małżeństwo niewłaściwie sprawowało opiekę i źle traktowało podopiecznych. Odebrane dzieci albo wracały do biologicznych rodziców, albo trafiały do placówek opiekuńczo-wychowawczych.
Prowadzony przez Iwonę Z. PCPR kierował tam jednak kolejne dzieci.
Przełom
Do przełomu doszło dopiero we wrześniu 2012 roku. Wtedy do łęczyckiego domu małżeństwa A. wprowadziło się rodzeństwo, które po kilkunastu miesiącach opowiedziało pedagogowi szkolnemu o tym, jak wygląda praca Jana i Bożeny A.
- Dzieci opisały fakty wskazujące na wykorzystywanie seksualne podopiecznych i znęcanie się nad nimi - mówi Kopania.
Niedługo potem zatrzymano małżonków A. i ich córkę. Dopiero wtedy PCPR rozwiązało z nimi umowę.
Jak się okazało w czasie śledztwa, kierowany przez oskarżoną dyrektor PCPR nie kontrolował rodzin zastęczych. Śledczy stwierdzili, że jednostka prowadzona przez oskarżoną nie była zainteresowana tym, jaką opiekę dają dzieciom poszczególne rodziny zastępcze.
Na przykład rodzina Bożeny i Jana A. nie była oceniana pod względem jakości wykonywanej pracy.
- Dwie pierwsze takie oceny winny być dokonane w pierwszych dwóch latach od podpisania umowy, a kolejne nie rzadziej niż co trzy lata - tłumaczy prokurator.
Bez nadzoru
Pracownicy PCPR - teoretycznie - mieli też przekazywać do sądu informacje o wynikach kontroli w rodzinie zastępczej. Tak się jednak nie działo. Nie informowali też sądu o niepokojących informacjach dotyczących funkcjonowania rodziny od biologicznych rodziców powierzonych dzieci, wychowawców i nauczycieli.
Prokuratorzy stwierdzili też, że PCPR prowadzony przez Iwonę Z. nie weryfikował stanu zdrowia rodziców zastępczych. Teoretycznie muszą oni co dwa lata zdobywać zaświadczenia o tym, że nie ma przeciwwskazań zdrowotnych do wykonywanej pracy. Tymczasem w ciągu ponad sześciu lat działalności rodziny A. do PCPR trafił tylko jeden taki dokument. W 2012 roku przyniosła go Bożena A.
Sam fakt podpisania umowy z małżeństwem A. już budzi dużo prokuratorskich zastrzeżeń. Do domu małżeństwa A. pierwsze dzieci trafiły już w lutym 2007 roku. Po trzech miesiącach sąd odebrał im prawo do opieki nad dwoma powierzonymi dziewczynkami. Kilka dni po tej decyzji PCPR podpisało umowę zlecenie z Bożeną i Janem A.
Mimo wszystko
Małżeństwo zostało rodziną zastępczą, chociaż Jan A. był od 1999 roku trwale niezdolny do pracy i był na rencie chorobowej. To było naruszenie przepisów, które jednoznacznie mówią, że profesjonalną rodziną zastępczą mogą być tylko osoby czynne zawodowo.
Biegły powołany przez śledczych stwierdził, że Jan A. ze względu na swój stan zdrowia stwarzał zagrożenie dla powierzonych mu dzieci.
W innej łęczyckiej rodzinie zastępczej nadzorowanej przez PCPR też miało dochodzić do znęcania się nad dziećmi. Chodzi o dom Elżbiety M., która opiekowała się czwórką dzieci. Śledczy stwierdzili, że PCPR nie nadzorował sytuacji kierowanego tam rodzeństwa. Na tym jednak błędy urzędników się nie kończą.
- Kobieta prowadząca rodzinę zastępczą miała kwalifikacje do opieki nad dwójką dzieci. Mimo to PCPR skierowało tam czworo podopiecznych - wyjaśnia prokurator Krzysztof Kopania.
"Bez komentarza"
Iwona Z., była szefowa PCPR podczas śledztwa stwierdziła, że nie czuje się winna.
Podczas przesłuchań w prokuraturze miała twierdzić, że nic nie wskazywało na to, że w nadzorowanych rodzinach zastępczych może dziać się coś złego.
Jak tłumaczyła - poważną przeszkodą w sprawowaniu właściwej pieczy miały być ograniczenia finansowe. Kobieta od dłuższego czasu unika rozmowy z dziennikarzami. "Bez komentarza" – powiedziała ekipie TVN24 przed rozpoczęciem procesu. W podobny sposób odpowiadała na pytania dziennikarzy już wcześniej - podczas jednego z procesów rodziny A.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN 24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24