Jest zawieszona, ale wciąż pojawia się w szkole i - jak twierdzą pracownicy - dalej rządzi. Violetta G. oskarżona jest o przywłaszczenie 13 tys. złotych z komitetu rodzicielskiego i pieniędzy na obiady dla najbiedniejszych dzieci. - Miasto jest bezradne, bo nic się nie zmieniło - twierdzą pracownicy szkoły. Tymczasem urzędnicy przekonują, że nic złego się nie dzieje.
Kilka dni po naszej publikacji Violetta G. została zawieszona, bo - jak mówił przed naszą kamerą Krzysztof Piątkowski, wiceprezydent miasta odpowiedzialny za edukację - "szefowa placówki musi być poza wszelkimi podejrzeniami".
- To gest bez znaczenia, dyrektorka dalej przesiaduje w swoim gabinecie i rządzi szkołą - twierdzi Joanna Fibich, pracująca w szkole jako referent.
Konflikt z prokuraturą w tle
Na potwierdzenie tezy, że zawieszona dyrektorka pojawia się w szkole niemal codziennie, Joanna Fibich pokazuje zdjęcia, na których widać Violettę G. w placówce. Zdjęcia przesłane nam na Kontakt24 zrobione zostały 20 i 21 maja – czyli prawie dwa miesiące po zawieszeniu jej w pełnieniu funkcji. Fotografie przedstawiają dyrektorkę na korytarzu szkolnym i w jej gabinecie - gdzie siedzi m.in. z Jolantą Zakosztowicz, wicedyrektorką, która po zawieszeniu przełożonej formalnie przejęła obowiązki szefa placówki.
- Pani dyrektor przychodzi do pracy, jedyna różnica polega na tym, że stara się unikać rodziców - mówi Fibich.
Dlaczego kobieta chce udowodnić, że dyrektorka rządzi mimo zawieszenia? - Albo ona albo ja - mówi bez ogródek. Joanna Fibich odpowiadała za pieniądze z komitetu rodzicielskiego i za pieniądze przekazywane przez kościół na obiady dla najbiedniejszych dzieci. To właśnie te środki miała... pożyczać Violetta G. Sprawa trafiła do prokuratury, kiedy dyrektorka przestała oddawać pieniądze, a wysokość jej zadłużenia sięgnęła 13 tys. złotych.
- Musiałam działać, bo odpowiedzialność za pustki w kasie spadłaby na mnie - mówi tvn24.pl Joanna Fibich.
W oparach absurdu
Zapytaliśmy pracowników szkoły, kiedy ostatnio widzieli na terenie placówki Violettę G. Usłyszeliśmy, że przed zawieszeniem. Rozmowa z jej zastępczynią też nie była możliwa. Pracownicy szkoły mylili się w wersjach - słyszeliśmy np., że wicedyrektor jest w magistracie, a po chwili, że... prowadzi zajęcia piętro wyżej.
Kontakt z władzami szkoły jest też o tyle trudny, że w zeszłym tygodniu wicedyrektor Zakosztowicz wprowadziła zarządzenie, z którego wynika, że na teren szkoły osoby "obce" mogą wejść jedynie za jej zgodą:
"Mamy odciąć jej telefon?"
Jak reagują urzędnicy na zamieszanie z panią Violettą G.? Bardzo spokojnie. Twierdzą, że nie dzieje się nic złego.
- Pani wicedyrektor poprosiła Violettę G. o pomoc w niektórych kwestiach organizacyjnych. To była jedna, dwie czy trzy wizyty - mówi tvn24.pl Grzegorz Gawilk z łódzkiego magistratu.
Na pytanie, czy urzędników nie niepokoi fakt, że Violetta G. mimo zawieszenia dalej może mieć wpływ na życie szkoły, Gawlik odpowiada: "idąc tym tropem trzeba by było pomyśleć o odłączeniu jej telefonu, bo w ten sposób też może komunikować się ze swoimi pracownikami".
- Tak czy inaczej, dokładnie przyjrzymy się sprawie, poprosimy o wyjaśnienia szkoły i podejmiemy odpowiednie kroki – dodaje na zakończenie Gawilk.
Kroki podejmowane przez magistrat w sprawie Violetty G. mogą jednak wzbudzać mieszane emocje. Dwa miesiące po tym jak Violetta G. usłyszała zarzuty, kobieta została.... nagrodzona przez wiceprezydenta Krzysztofa Piątkowskiego z okazji dnia Komisji Edukacji Narodowej.
Po kilku miesiącach śledztwa, prokuratorzy wysłali do sądu akt oskarżenia przeciwko dyrektorce. Urzędnicy zawiesili kobietę jednak dwa miesiące później - po tym, jak sprawa została nagłośniona przez dziennikarzy.
Zemsta dyrektorki?
Zespołem szkolno-przedszkolnym nr 1 w ostatnim czasie interesowali się jednak nie tylko urzędnicy. W kwietniu szkołę odwiedzili inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy. Przyszli tu po zgłoszeniu, które wpłynęło od... Joanny Fibich. Kobieta poskarżyła się m.in., że Violetta G. rozprowadza nieprawdziwe informacje o niej i że chce ją odizolować od innych pracowników.
Kontrolerzy pojawili się w szkole na początku kwietnia. W raporcie pokontrolnym PIP zalecił "podjęcie działań mających na celu przeciwdziałanie mobbingowi". Inspektorzy cytują też świadka, który miał zeznać m.in., że "Pani dyrektor dyplomatycznie i bezosobowo stosowała aluzje wobec wszystkich pracowników. Częstym zjawiskiem było rozpowszechnianie plotek, kłamstw na temat pracowników".
Przeprowadzono też anonimową ankietę, w której pracownikom szkoły postawiono 5 pytań. Dotyczyły one między innymi stosowania przez przełożonych agresji słownej, fizycznej, ignorowania lub lekceważenia pracowników czy izolowania ich od innych. Wszystkie ankietowane osoby odpowiedziały na zadane pytania przecząco - tzn. stwierdziły, że nie doświadczyły zjawisk, o które pytano. W przypadku jednego z pytań jedna z ankietowanych osób nie zaznaczyła żadnej odpowiedzi.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/iga/b/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Joanna Fibich