- Nie miały dostępu do wody, do jedzenia miały tylko kurczaki z opierzeniem, porozrzucane po całym terenie - opowiadają pracownicy organizacji prozwierzęcych, którzy pojawili się na terenie hodowli pod Łodzią. Wychudzone i zaniedbane zwierzęta trafiły pod opiekę weterynarzy, a policja bada, kto i dlaczego doprowadził je do tak złego stanu.
O tym, że w piętrowym domu w Leosinie pod Koluszkami może dziać się coś niepokojącego, organizacje prozwierzęce zaalarmował dzielnicowy.
- Razem z lekarzem weterynarii ustaliliśmy, że na terenie posesji było około 25 psów i dwa koty. Stan każdego z tych zwierząt pozostawiał wiele do życzenia - mówi Ewa Wróblewska, inspektor patrolu interwencyjnego "AS" w Łodzi.
Jak tłumaczy redakcji tvn24.pl, zwierzęta żywiły się martwymi kurczakami porozrzucanymi na terenie posesji.
- Większość tych zwierząt nie miało dostępu do wody. Psy były wychudzone, z zaniedbaną sierścią - dodaje.
Upiorna hodowla
Pracownicy patrolu "AS" opowiadają, że wszystkie zwierzęta były pozostawione same sobie.
- Biegały samopas, niezależnie od wieku, płci i rasy. Nie miały legowisk - mówi Ewa Wróblewska.
W czasie interwencji obecna była "opiekunka" zwierząt.
- Nie czuła się winna, nie do końca wiedziała, dlaczego mamy do niej pretensje. Mówiła, że "to tylko psy" - dodają pracownicy patrolu interwencyjnego.
Młoda kobieta miała też sugerować, że "na świecie jest wiele głodnych dzieci" i to nimi - a nie psami - należy się zająć.
"Gryzły kamienie"
Ostatecznie, zwierzęta zostały odebrane właścicielce i trafiły pod opiekę weterynarzy. Jak mówi Anna Kucharczyk, lekarz weterynarii, były to psy różnych ras. Od yorków poprzez owczarki niemieckie do dobermanów. Przed kamerą TVN24 Kucharczyk tłumaczy, że były w takim stanie, że trudno było ustalić ich wiek.
- Niektóre miały wyraźnie starte zęby, a to może oznaczać, że z głodu próbowały gryźć kamienie - tłumaczy Kucharczyk.
W jeszcze gorszym stanie były odebrane koty.
- Były skrajnie wychudzone, na skraju śmierci - kwituje rozmówczyni tvn24.pl.
Policyjne dochodzenie
- Chcemy wyjaśnić, dlaczego psy były w tak złej kondycji i kto za to odpowiada - mówi mł. asp. Grzegorz Stasiak z policji w Koluszkach.
I dodaje, że "osoba odpowiedzialna za dramat zwierząt poniesie konsekwencje".
- Nie wykluczamy, że mówimy o znęcaniu się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem. Na szczegółowe wnioski trzeba będzie jednak poczekać - zaznacza policjant.
Redakcja TVN24 ustaliła, że hodowla była prowadzona na posesji, gdzie do niedawna mieszkało małżeństwo. Po rozwodzie pojawiły się tam zwierzęta. Kiedy opiekun psów i kotów miał trafić do więzienia, dozór nad zwierzętami miała przejąć jego konkubina.
- Zorganizowali tu koszmar, ale ja z nim nie mam nic wspólnego - zarzekała się przed kamerą kobieta, która podała się za byłą żonę właściciela.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Patrol Interwencyjny AS