Na początku dla 20-letniej Kai był bohaterem. Uratował ją, kiedy została napadnięta przez dwóch agresywnych mężczyzn. Gdy zamieszkała z Arturem W., wybawca zmienił się w kata. Udusił ją w czasie kłótni, a ciało schował w wersalce. W czasie poszukiwań dziewczyny wiele błędów popełniła policja.
Arturowi W. grozi dożywocie. Przyznał się do zabójstwa. W zakończonym właśnie śledztwie obszernie opowiadał o tym, co stało się latem 2017 roku w mieszkaniu na łódzkim Teofilowie. Przedstawiona przez niego wersja w pełni koresponduje z zabezpieczonymi dowodami.
Wynika z nich, że 20-letnia Kaja zginęła 15 sierpnia około godz. 2 w nocy. Wcześniej para miała się kłócić przez dłuższy czas. Powodem awantury miały być - jak powiedział prokurator - zastrzeżenia Artura W. co do sposobu postępowania 20-latki. O co dokładnie chodzi, tego prokuratorzy nie chcieli zdradzić.
Akt oskarżenia został przekazany do sądu.
W obecności dziecka
W mieszkaniu oprócz ofiary i sprawcy był też 2,5-letni syn zabitej.
- Podejrzany powiedział, że chłopiec spał w czasie awantury. W nocy miał się obudzić. Artur W. twierdzi, że nie widział ani momentu zabójstwa, ani ciała matki - relacjonował Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Zastrzegł jednak, że śledczy mają "poważne wątpliwości" co do tej wersji. Kopania informuje, że z zachowania chłopca (będącego obecnie pod opieką biologicznego ojca) wynika, że "co najmniej widział ciało zmarłej matki".
Oskarżony powiedział bowiem śledczym, że ciało zamordowanej partnerki ukrył dopiero następnego dnia. Nie miał pewności, czy na pewno nie żyje. Skrępował więc ciało sznurem, założył na głowę torbę i owinął kołdrą. Swoją ofiarę umieścił w wersalce, na wierzchu której położył jeszcze jedną wersalkę. Zgłoszenie o zaginięciu kobiety wpłynęło do policji 17 sierpnia 2017 roku. Policja odnalazła jej zwłoki dopiero 26 sierpnia - kiedy pojawili się po raz trzeci w mieszkaniu wynajmowanym przez Artura W. Mężczyzna ostatni raz był widziany 16 sierpnia, kiedy pojechał do Zduńskiej Woli oddać 2,5-letniego syna zamordowanej pod opiekę jej siostry. Potem zniknął. Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi wyznaczyła nagrodę w wysokości 5 tys. zł za informacje pomocne w zatrzymaniu 29-latka.
Kilkadziesiąt minut później wysokość nagrody podniesiono do 15 tysięcy. W trakcie śledztwa prokuratura ustaliła, że mężczyzna był karany: w 2011 roku w Wielkiej Brytanii za gwałt, a w 2015 roku w Niemczech za uszkodzenie ciała.
Artur W. został zatrzymany kilka dni po znalezieniu ciała Kai.
Nie sprawdzili mieszkania
W sprawie śmierci 20-letniej Kai w prokuraturze w Ostrowie Wielkopolskim toczy się także odrębne postępowanie, które dotyczy niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy z Łodzi szukających kobiety po zgłoszeniu jej zaginięcia przez rodzinę. Łódzki komendant wojewódzki zawiesił w obowiązkach na trzy miesiące dwóch policjantów, którzy nie sprawdzili mieszkania W., choć poinformowali, że to zrobili. Po kilku dniach inna ekipa policji weszła do mieszkania i znalazła ciało.
Postępowaniem dyscyplinarnym objęto także dwóch innych funkcjonariuszy, którzy też mieli sprawdzić mieszkanie.
Po tym śledztwie w województwie łódzkim zarządzono kontrole dotyczące prawidłowości postępowania we wszystkich prowadzonych przez policję poszukiwaniach zaginionych. Sprawa śmierci 20-latki została też - na polecenie szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka - objęta nadzorem przez komendanta głównego policji.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź