Pięć lat więzienia dla "artysty", który miał namalować najdroższe obrazy w historii ludzkości. Rok wcześniej zza krat ma wyjść właściciel sklepu mięsnego, który rzekomo je kupił za dwa miliardy złotych i zażądał zwrotu VAT - w wysokości 160 milionów.
O tej niezwykłej historii opowiadaliśmy w Magazynie TVN24. Dziś w łódzkim sądzie skończył się proces w sprawie dwóch Damianów M. Sąd w Łodzi uznał mężczyzn za winnych próby wyłudzenia podatku VAT. Surowiej został potraktowany mężczyzna, który namalował "dzieła sztuki". Za kratkami ma spędzić pięć lat.
Rok wcześniej na wolność będzie mógł wyjść drugi z Damianów M. (obaj skazani mają te same inicjały).
Przewodnicząca składu sędziowskiego podkreślała, że "mecenas" został potraktowany nieco łagodniej, bo współpracował z wymiarem sprawiedliwości.
Skazani będą musieli zapłacić grzywnę - autor "dzieł sztuki" ma zapłacić 14, a rzekomy nabywca obrazów - 21 tysięcy złotych.
Mężczyźni nie pojawili się na odczytaniu wyroku. W sądzie były przedstawicielki Izby Skarbowej oraz prokuratury. W czasie rozmów z TVN24 podkreślały, że są zadowolone z rozstrzygnięcia.
Wyrok nie jest prawomocny.
Dwie twarze
Jeden z oskarżonych - "artysta" - do procesu podchodził z dużym dystansem. Na pierwszą rozprawę spóźnił się blisko dwie godziny. Na sali rozpraw powiedział, że nie przyznaje się do winy i będzie odpowiadał na pytania własnego obrońcy. A o co pytał obrońca? O nałogi swojego klienta.
- Wysoki sądzie, ja jestem uzależniony od wszystkiego. Alkoholu, marihuany, dopalaczy. Od urodzenia - deklarował.
- Jak to od urodzenia? - dopytywał sąd.
- Byłem "czysty" do siódmego roku życia. Potem poszedłem do szkoły i się zaczęło - opowiadał.
W reakcji sędzia poinformowała, że Damian M. będzie poddany sądowo-lekarskiej obserwacji psychiatrycznej, która ma wskazać, czy mężczyzna jest poczytalny.
Już po wyjściu z sali rozpraw rozmawiał z reporterką TVN24, Katarzyną Pasikowską.
- Faktycznie ta sztuka pana tyle jest warta? - zapytała dziennikarka.
- No! A oglądała pani obrazy? - odparł artysta.
- Ale to 108 milionów za jeden obraz to chyba...
- Nie no, może trochę zejdę z ceny - wtrącił oskarżony.
- Ale to pan droższy chyba niż Van Gogh - ciągnęła reporterka.
- Zobaczę, na co kogo stać - mówił wyraźnie rozbawiony mężczyzna.
Dodał, że obrazy maluje "swoją techniką, mieszaną".
- Maluję wyobraźnią, proszę pani - rzucił na koniec.
Powaga u "mecenasa"
Na początku rozprawy na sali obecny był tylko drugi z Damianów M. Właściciel sklepu mięsnego, który pod koniec 2016 roku zamówił u "artysty" namalowanie 20 obrazów o różnej tematyce. Kontrakt miał opiewać na dwa miliardy złotych.Potem pojawił się w urzędzie skarbowym i zawnioskował o zwrot VAT-u, czyli... 160 milionów złotych.
Sprawa od początku wydała się podejrzana pracownikom skarbówki. Szybko zaalarmowana została prokuratura, która stawia sprawę jasno: tu żadnej sztuki nie było. Był za to plan wyłudzenia dużej sumy ze skarbu państwa.
Mężczyzna przyznał się do winy, ale odmówił składania wyjaśnień. Nie chciał też odpowiadać na pytania.
Nie aż tak cenne...
W czasie śledztwa prokuratorzy chcieli ustalić, czy dzieła faktycznie są coś warte. Wnioski są dla rzekomego artysty niekorzystne.
- Z opinii biegłego rzeczoznawcy wynika jednoznacznie, że nie noszą one cech dzieł sztuki - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Powołany przez prokuratorów historyk sztuki ocenił, że "dzieła" powstały bez znajomości podstawowych zasad kompozycji i technologii malarskiej. Co gorsza, autor użył do ich wykonania gotowych podobrazi i zastosował nieodpowiedni dla farb akrylowych rozcieńczalnik. Efekt jest taki, że obrazy mają być warte – według opinii specjalisty – nie więcej niż 40-50 złotych za sztukę.
- Ostatecznie rzeczoznawca przyjął, że obrazy mają charakter amatorski - informuje prokurator. Na tym jednak sprawdzanie artystycznej wartości obrazów się nie zakończyło. Śledczy stwierdzili, że dzieła autora nie są notowane w rankingach wycen zamieszczonych na polskich i międzynarodowych portalach aukcyjnych. Co prawda kilka "dzieł sztuki" wystawiono w internecie na sprzedaż. Ale - według ustaleń śledztwa - była to próba uwiarygodnienia, że "artysta" ma podstawy do żądania miliardów za swoje płótna.
"Szukałem jelenia"
- Trudno mi powiedzieć, czy przyznaję się do winy. Treść stawianych mi zarzutów zrozumiałem - ucinał "artysta" podczas przesłuchania w prokuraturze.
Co na to ten, który obrazy kupił?
- Chciałem otworzyć galerię sztuki. Szukałem jelenia, co mi namaluje obrazy, a ja bym potem je sprzedał drożej w internecie - mówił w czasie przesłuchania.
I jeszcze, że wcale nie chciał wyłudzić VAT-u. Chciał - jak twierdzi - sam poradzić sobie z artystą. I unieważnić weksle na dwa miliardy złotych.
- Wiedziałem, że w urzędzie skarbowym mi zakwestionują ten zwrot VAT. Prawnicy mi doradzili, że tak rozpocznę drogę, na końcu której będzie unieważnienie tych absurdalnych weksli - twierdzi.
Na dowód dobrej woli podkreślał, że już w lutym dokonał korekty deklaracji VAT-7. Potem już nie domagał się wypłaty 160 milionów złotych. Niedługo potem wypowiedział artyście umowę.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Urząd Celno-Skarbowy w Łodzi