Była dyrektor Instytutu Ochrony Środowiska zwróciła ponad trzy miliony złotych. To pieniądze za umowy, które - zdaniem Najwyższej Izby Kontroli - nigdy nie powinny być zawarte. Śledztwo w tej sprawie wciąż prowadzi prokuratura.
Instytut Ochrony Środowiska - Państwowy Instytut Badawczy (IOŚ) jest podmiotem nadzorowanym przez Ministerstwo Środowiska. Jego zadaniem jest m.in. dbanie o to, żeby opracowywać skuteczne metody dbania o środowisko.
W zeszłym roku jako pierwsi informowaliśmy o tym, że Najwyższa Izba Kontroli doszukała się w IOŚ bardzo poważnych nieprawidłowości. Skutkowało to m.in. zawiadomieniem do prokuratury o możliwym przestępstwie.
Według ustaleń NIK dyrektor IOŚ zawarła z Instytutem 41 umów na sporządzenie m.in. opinii i ocen dotyczących oddziaływania nawozów oraz innych substancji na środowisko. - Łączna kwota tych umów to ponad trzy miliony złotych. Zostały zawarte z naruszeniem kodeksu cywilnego - informuje Dominika Tarczyńska, rzecznik NIK.
Na czym miało polegać to naruszenie?
- Na tym, że dyrektor (jako ekspert i twórca zamawianych opinii) zawierała umowy z samą sobą, tyle że pośrednio. IOŚ był reprezentowany przez pełnomocników upoważnionych przez dyrektora Instytutu - tłumaczy Tarczyńska.
Oddała pieniądze
O wynikach kontroli informowaliśmy pod koniec czerwca ubiegłego roku. 10 sierpnia nowy dyrektor Instytutu Ochrony Środowiska skierował do poprzedniczki wezwanie do zwrotu na rzecz IOŚ ponad trzech milionów złotych.
"Pani profesor Barbara G. dokonała zwrotu środków na konto Instytutu w pełnej wysokości" - informuje obecny dyrektor w piśmie do Najwyższej Izby Kontroli.
Sprawa jednak nie kończy się dla prokuratury.
- Sprawa jest w toku. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów - mówi Michał Dziekański z prokuratury okręgowej w Warszawie.
Tak było korzystniej?
Podczas kontroli, była dyrektorka IOŚ tłumaczyła kontrolerom, że "jej działanie było korzystne dla Instytutu".
Podkreślała m.in. że dzięki jej zaangażowaniu Instytut mógł przyjąć więcej komercyjnych zleceń z zewnątrz.
Była dyrektor zapewniała przy tym, że "wielokrotnie konsultowała się z prawnikami", czy jej zaangażowanie nie jest naruszeniem prawa.
"Nie ma takiego przepisu prawnego, który zabraniałby pracy naukowej. Ja nie poszłam do firmy konkurencyjnej, żeby robić te opinie, ekspertyzy. Przynosi to IOŚ konkretną korzyść"- wyjaśniała.
NIK jednak na to patrzy inaczej.
- W naszej ocenie zawarcie umów było działaniem nielegalnym - mówi krótko Dominika Tarczyńska.
W lutym 2016 roku ówczesna dyrektor IOŚ zleciła kancelarii prawnej przygotowanie opinii prawnej, mającej potwierdzić prawidłowość własnych działań. To zlecenie też nie podoba się NIK.
- Opinia była w interesie dyrektor, jako osoby fizycznej, a nie w interesie Instytutu - mówi Tarczyńska.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: NIK, IOŚ