Mieli pracować na plantacji narkotyków. Kiedy jej właściciele nie mogli doszukać się części "plonów", zatrzymali i torturowali obu swoich "pracowników". Podejrzanym grozi do 15 lat więzienia.
Ofiarami tortur byli 24-latek i jego o pięć lat młodszy kolega. Obydwaj "pracowali" na terenie byłego PGR - na plantacji narkotyków. Mieli dbać o sadzonki marihuany. Ich szefami byli 39-latek z Pabianic i jego 19-letni syn.
- Organizatorzy hodowli po pewnym czasie stwierdzili, że zniknęła część roślin i sprzętu używanego do uprawy - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Podejrzenie padło na pracowników, z którymi przestępcy postanowili się brutalnie rozprawić. Kopania opowiada, że jako pierwszy został pozbawiony wolności 24-latek z łódzkich Bałut. Do jego dramatu doszło 10 listopada.
- Do drzwi mężczyzny zapukała osoba, która poprosiła 24-latka o przeparkowanie samochodu. Kiedy wyszedł z domu, został zaatakowany - opowiada nam podinsp. Joanna Kącka z łódzkiej policji.
Od oprawcy do ofiary
Wśród napastników był wtedy 19-latek, z którym zaatakowany łodzianin pracował przy plantacji narkotyków. Niedługo potem sam stał się ofiarą. Zanim jednak to się stało, 24-latek został wepchnięty do bagażnika i wywieziony na plantację.
- Tam napastnicy, chcąc go zmusić do przyznania się do kradzieży lub przekazania informacji o osobie sprawcy, grozili mu połamaniem rąk i nóg, a także bili go metalowymi przedmiotami - mówi prokurator Kopania.
24-latek po dwóch godzinach wrócił jednak do domu. Przerażonej matce (która słyszała wcześniej jego prośby o pomoc) powiedział, że "był to tylko żart kolegów". Kobieta jednak nie dała się uspokoić i wezwała policję.
- Mężczyzna zmieniał zeznania. Podczas dwukrotnego przesłuchania przedstawiał niepasujące do siebie wersje wydarzeń - informuje podinsp. Kącka.
Policjanci sprawdzili zapis z okolicznych kamer. Wtedy jasne stało się dla nich, że 24-latek kłamie i że faktycznie był porwany.
Brutalne tortury
Policja przez cztery dni sprawdzała, dokąd 24-latek został wywieziony. Ustalili to 14 listopada. Na plantacji udało się zatrzymać czterech mężczyzn - 39-latka, jego syna i dwóch ich kolegów.
- Podczas przeszukania udało się przy jednym z nich znaleźć kluczyk do kajdanek - informuje prokurator Kopania.
W jednym z pomieszczeń znaleziono 19-latka, który wcześniej pracował na plantacji (i był jednym z oprawców 24-latka).
- Leżał na ziemi z zakneblowanymi i zaklejonymi taśmą ustami, ze związanymi nogami oraz skutymi kajdankami rękoma - mówi prokurator.
Po uwolnieniu 19-latek opowiadał, że był torturowany. Jego oprawcy mieli go powiesić na belce, bić kijami bejsbolowymi i gumową pałką. Oprócz tego mężczyzna miał być rażony paralizatorem, jego nogi były nacinane żyletkami, a na rany miała być sypana sól.
- Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie udzielono mu pomocy medycznej - opowiada Kącka.
Zarzuty i areszt
Zatrzymani podczas policyjnej akcji czterej mężczyźni usłyszeli zarzuty bezprawnego pozbawienia wolności, w tym jedno połączone ze szczególnym udręczeniem ofiary.
Trzej z nich - w tym 39-latek i jego syn - trafili do aresztu. Względem czwartego sąd zastosował dozór policyjny.
Podejrzanym grozi do 15 lat więzienia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/sk / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: łódzka policja