Basenowa dysza filtrująca wodę zassała dziewięcioletnią dziewczynkę podczas kąpieli w basenie. Żeby ją uwolnić, trzeba było wyłączyć zasilanie. Według relacji opiekunów dziecko krzyczało, miało "krwiak na plecach wielkości talerza obiadowego", a teraz panicznie boi się pójść znów na pływalnię. - Dysza jest jak gniazdko w domu, trzeba się postarać, żeby zrobiła krzywdę - odpowiada dyrekcja "Oceanika" w Tuszynie (woj. łódzkie).
Dzieci, w tym 9-letnią uczennicę pabianickiej podstawówki, na basen zabrali opiekunowie z Gminnego Domu Kultury w Ksawerowie, gdzie w czasie ferii zorganizowano półkolonie.
- Wcześniej nie było żadnych problemów – mówi Maria Wrzos-Meus, dyrektor domu kultury o tym, dlaczego wybrano akurat "Oceanika" w Tuszynie.
Co więc stało się tym razem?
60-osobowa grupa kolonistów znajdowała się pod opieką siedmiu osób z ramienia domu kultury oraz dwóch basenowych ratowników.
Jak opowiada Wrzos-Meus, w pewnym momencie uczestnicy wyprawy usłyszeli głośny krzyk przechodzący w płacz. – Nasz opiekun zauważył wołającą o pomoc podopieczną przyklejoną do jednej z bocznych ścian basenu – mówi dyrektorka. Okazało się, że dziewczynka podczas kąpieli natrafiła przypadkiem na dyszę filtrującą wodę. Siła przyciągania otworu była na tyle potężna, że dziecko miało zostać unieruchomione, a pracująca wciąż dysza sprawiała jej ból.
9-latkę udało się uwolnić dopiero po wyłączeniu dyszy.
Według opiekunek jeden z ratowników "wyciągnął wtyczkę" na ich wyraźną prośbę.
- Pani ratownik w ogóle nie zareagowała, kiedy wezwaliśmy gwizdkiem pomoc. Dopiero drugi z pracowników basenu przybiegł z drugiego końca pływalni i wskoczył do wody - relacjonuje Monika Marek, opiekunka, która była świadkiem zdarzenia.
Według Wrzos-Meus, miejsce to nie było ani odpowiednio zabezpieczone ani oznaczone.
Uraz pozostał
Dziewczynka z mocno posiniaczonymi plecami, w towarzystwie opiekunów, opuściła kąpielisko. Jak zobaczyłam jej plecy byłam przerażona - mówi w TVN24 mama 9-latki.
I zdradza, że fizycznie jej córka czuje się już dobrze, gorzej psychicznie. - Cały czas chodzi do specjalisty. Zarzeka się, że już nigdy nie pójdzie na basen - mówi kobieta.
"Wewnętrzna kontrola nie wykazała nieprawidłowości"
O ustosunkowanie się do tego, co stało się 4 lutego na tuszyńskim basenie dyrekcja domu kultury poprosiła władze "Oceanika".
- Wysłaliśmy do dyrekcji pływalni pismo, w którym poprosiliśmy o stosowne wyjaśnienia w terminie do 7 dni. Odpowiedź nadeszła po dwóch tygodniach – mówi Wrzos-Meus. Według jej relacji, władze "Oceanika” w liście zwrotnym stwierdziły, że wewnętrzna kontrola nie wykryła żadnych nieprawidłowości. W związku z czym sprawa jest zamknięta.
Dyrektor w TVN24:
Dyrektor pływalni Arkadiusz Porębski jeszcze wczoraj nie chciał z nami rozmawiać.
Dziś w rozmowie z reporterem TVN24 potwierdził, że takie zdarzenie miało miejsce. Jednocześnie podkreśla, że ratownicy działali prawidłowo, a sama pływalnia wciąż przechodzi wszystkie kontrole i przeglądy.
Wskazuje także, że być może 9-latka sama za bardzo przylgnęła do dyszy i to mogło być bezpośrednią przyczyną incydentu.
- To z pewnością było działanie celowe z jej strony. Sama dysza nie stanowi zagrożenia, dopóki trzymamy się pewnych zasad. To jak z gniazdkami w domu. Wszyscy wiemy, czego należy unikać, aby nie poraził nas prąd - twierdzi Porębski.
Dyrektor dodaje również, że będzie chciał się skontaktować z rodziną dziewczynki i porozmawiać o ewentualnym odszkodowaniu. Co do samej dyszy obiecuje, że skontaktuje się z producentem w celu zabezpieczenia mechanizmu, aby zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: dfr/i / Źródło: TVN 24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Gminny Dom Kultury w Ksawerowie