W domu nie było 86-latki. Była za to krew na dywanie, jej 34-letni współlokator i jego już spakowane bagaże. - Wnuk ofiary od razu zorientował się, że w lokalu musiało dojść do czegoś złego - opowiada policja o koszmarze, który rozegrał się w centrum Łodzi.
Zamordowana pod koniec ubiegłego tygodnia kobieta wynajmowała mieszkanie w bloku przy ul. Wierzbowej w Łodzi. Właściciel lokalu wynajął jej duży pokój. W drugim, mniejszym pomieszczeniu, zamieszkał dwa tygodnie temu inny lokator - 34-latek z Pomorza. Miał już wcześniej problemy z prawem - niedawno wyszedł z więzienia, w którym siedział za rozbój.
Minął tydzień, kiedy staruszka zorientowała się, że zniknęły jej pieniądze. Zaalarmowała właściciela.
- Oddał pieniądze z własnej kieszeni i obiecał zająć się sprawą - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Zanim jednak sprawa się wyjaśniła, doszło do zabójstwa.
"Babci już nie ma"
W czwartek z 86-latką rozmawiał jej wnuk. Powiedział, że odwiedzi ją następnego dnia. Następnego dnia nie mógł dodzwonić się do babci. Pojawił się więc pod jej domem wcześniej, niż planował. Drzwi były zamknięte. Przez dłuższy czas wydawało się, że nikogo nie ma w środku. W końcu usłyszał męski głos - jak się okazało, był to współlokator 86-latki.
- Zapytał, czego chcę. Odpowiedziałem, że przyszedłem do babci. On na to, że babci już nie ma. Mówił, że jakaś ciocia ją zabrała kilka godzin temu - zeznał wnuk przed prokuratorami.
Nie uwierzył w żadną "ciocię". Zaczął bardzo mocno uderzać w drzwi. W końcu został wpuszczony. W lokalu był kilka sekund. Zauważył przy wejściu niewielką torbę podróżną. Stojący przed nim mężczyzna szykował się do wyjścia. Babci nie było. W jej pokoju, na dywanie, była plama krwi.
Wnuk szybko wybiegł z lokalu, złapał za telefon, zadzwonił po policję.
Inna wersja
Kilka minut później pod blokiem były już dwa radiowozy. Policjanci zatrzymali 34-latka. Był - jak można przeczytać w notatce policyjnej - "bardzo pobudzony", ale nie stawiał oporu.
Funkcjonariusze podeszli do wersalki w pokoju 86-latki. W komorze na pościel była martwa staruszka. Sekcja zwłok zaplanowana jest na wtorek. Ale już wstępne oględziny wskazują, że przyczyną śmierci były najpewniej rozległe, tłuczone obrażenia głowy.
- Na ciele kobiety stwierdzono również obrażenia klatki piersiowej. Kobieta miała rany kłute i połamane żebra - wylicza Krzysztof Kopania.
Biegły z zakresu medycyny sądowej stwierdził, że kobieta musiała się bronić - na rękach miała charakterystyczne rany, które powstają podczas samoobrony.
Zatrzymany 34-latek usłyszał zarzut zabójstwa. Nie przyznał się do winy. Złożył obszerne wyjaśnienia, które jednak nie pokrywają się z zabezpieczonymi dowodami. O jego wersji śledczy na razie nie chcą mówić.
- Podejrzany został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące - mówi Kopania.
"Historia jak z koszmaru"
- Musiała się bardzo bać. Taki koszmar na finał długiego życia - komentuje sąsiadka zamordowanej.
O tym, co się stało, dowiedziała się dopiero następnego dnia.
- To spokojne osiedle. Nigdy nie dzieje się nic złego. A tu nagle historia jak z koszmaru - opowiada. Do dzisiaj była pewna, że 86-latka została napadnięta przez nieznajomego. Nie może uwierzyć, kiedy tłumaczymy jej, że podejrzanym o zbrodnie jest 34-letni współlokator kobiety.
- To jest po prostu upiorne. Wolę sobie nie wyobrażać, jak bardzo musiała czuć się bezsilna i ciągle zagrożona - opowiada.
Inni mieszkańcy osiedla o zbrodni dowiedzieli się z komunikatu spółdzielni mieszkaniowej. Na klatkach schodowych rozwieszono informacje o tym, że policja zabezpieczyła kontenery na śmieci i odpady trzeba wyrzucać gdzie indziej.
- Wciąż szukamy narzędzia, którego użył sprawca - tłumaczy prokurator Krzysztof Kopania.
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź