Wielki triumf zdobywcy Grand Prix na Warszawskim Festiwalu Filmowym "Idy" Pawła Pawlikowskiego dwie godziny później powtórzył się w Londynie. Reżyser odebrał tam główną nagrodę Londyńskiego Festiwalu Filmowego, w Warszawie wyręczyły go producentka filmu i Agata Kulesza. Na WFF film wyróżniono także Nagrodą Jury Ekuemicznego. Pawlikowskiemu udało się chyba pobić rekord w ilości największej liczby nagród, zdobytych w jak najkrótszym czasie, w różnych państwach Europy.
Przypomnijmy, że "Idę" Pawlikowskiego nagrodzono przed miesiącem Złotymi Lwami w Gdyni, wcześniej zaś obraz wrócił z premierowej projekcji w Toronto z nagrodą tamtejszych krytyków.
"Za rewelacyjne połączenie scenariusza, reżyserii, zdjęć, gry aktorskiej i muzyki, z którego powstał piękny i delikatny film, portretujący polskie powojenne społeczeństwo lat 60., zmagające się z własnymi demonami" – czytamy w uzasadnieniu jury międzynarodowego konkursu, przyznającego Grand Prix WFF filmowi Pawlikowskiego.
Z kolei międzynarodowe jury w Londynie napisało w werdykcie: "Jesteśmy pełni podziwu dla 'Idy', filmu zrealizowanego w rodzinnym kraju reżysera, którego światowa kariera rozpoczęła się w Wielkiej Brytanii. Jesteśmy poruszeni tym odważnym dziełem, które delikatnie i wnikliwie przygląda się bolesnej historii - okupacji i Holokaustowi. Historii ciągle żywej. Szczególną uwagę zwróciliśmy na pełen emocji język, za pomocą którego opowiedział swój film".
Film chwalą zarówno amerykańskie media - "The Hollywood Reporter" oraz "The Wall Street Journal" pisząc o objawieniu w kinie europejskim, jak też jeden z najważniejszych brytyjskich tytułów "The Guardian", który komplementuje: "To mały klejnot, czuły i mroczny, zabawny i smutny, genialnie sfotografowany (…), przywołujący na myśl klasykę polskiej szkoły filmowej, ale też Truffauta i kino Béli Tarra oraz Akiego Kaurismäkiego". Niebawem obraz zostanie zaprezentowany na kolejnym międzynarodowym festiwalu - tym razem Sztuki Operatorskiej Camerimage w Bydgoszczy, gdzie być może zgarnie kolejną nagrodę. Pozostaje żałować, że mając otwarte wszystkie furtki, to nie on jest tegorocznym polskim kandydatem do Oscara.
Wielki zwycięzca
O "Idzie" pisaliśmy szeroko już wielokrotnie. Film przewyższał walorami artystycznymi pozostałe tytuły konkursowe na WFF, choć wysokie notowania miało także francuskie "Nadużycie słabości" skandalistki Catherine Breillat. O dziwo jury pominęło całkowicie ten tytuł podczas przydzielania nagród.
Pawlikowski opowiada o nowicjuszce - sierocie wychowywanej w zakonie, która przed złożeniem ślubów zakonnych ma odwiedzić ciotkę, jedyną żyjącą krewną. Od niej dowiaduje się o swoich żydowskich korzeniach i kobiety wyruszają w podróż, która ma im pomóc w poznaniu tragicznej historii rodziny. Ciotka okazuje się być dawną stalinowską prokurator, winną śmierci działaczy polskiego podziemia, złamaną i wypaloną alkoholiczką. Niewinność Idy i zepsucie ciotki to dwie różne "szkoły życia", które bohaterki fundują sobie nawzajem. Dla młodziutkiej dziewczyny wspólna podróż okaże się wyprawą w poszukiwaniu tożsamości.
Tytułową rolę w filmie gra "odkryta" przez Małgosię Szumowską w pobliskiej kawiarni amatorka Agata Trzebuchowska. To ciotka jednak, (rewelacyjna Agata Kulesza), jest jednak spiritus movens fabularnych wydarzeń. "Ida" to obraz , o którym zwykło się mówić: kompletny, pozbawiony słabych stron, z precyzyjnie napisanym scenariuszem, wspaniałymi czarno-białymi zdjęciami, świetną muzyką i wielką kreacją aktorską Kuleszy.
Mieszkający od 14 roku życia w Anglii Pawlikowski, uchodzi za jednego z najciekawszych brytyjskich filmowców. W Polsce stał się znany dopiero wraz z pojawieniem się w kinach "Lata miłości" – subtelnej opowieści o relacjach między dojrzewającymi nastolatkami. Film obsypano nagrodami- m.in. BAFTĄ dla najlepszego filmu, zdobył też aż 4 nominacje do Europejskiej Nagrody Filmowej. Po nim Pawlikowski nakręcił też "Kobietę z piątej ulicy" z udziałem Kristin Scott Thomas i Ethana Hawka. W swoim dorobku ma też nagradzane wielokrotnie dokumenty. Bohaterkami jego filmów fabularnych najczęściej są kobiety, a on sam przyznaje, że uważa je zwyczajnie za ciekawsze od mężczyzn.
W drodze do sławy
Większość laureatów WFF to twórcy znani wyłącznie wytrawnym kinomanom lub w ogóle. Tak też się dzieje w przypadków zdobywców dwóch kolejnych co do ważności nagród 29 edycji WFF. Za najlepszą reżyserię uhonorowano Gruzina Zaza Urushadze za film "Mandarynki". Jego akcja rozgrywa się jesienią 1992 roku w Abchazji, walczącej o odłączenie się od Gruzji, a bohaterami są plantatorzy mandarynek. Pierwszy z nich - Markus nie uciekł, bo chce zebrać mandarynki z sadu, drugi nie zdążył uciec. Obaj podczas działań wojennych w ich wiosce, znajdują rannych żołnierzy wroga, których biorą do swoich domów. Dalej mamy już niezwykle mocną, wojenną opowieść, operującą jednak poetycką formułą. Specjalna Nagroda Jury przypadła natomiast łotewskiej produkcji "Hazardzista", brutalnej i pełnej przemocy, pokazującej raczkujący kapitalizm poprzez historię sanitariusza-hazardzisty. Jurorom zależało na zainteresowaniu świata dopiero rozwijającą się kinematografią "kraju, który zmaga się ze współczesnymi społecznymi problemami".
W niedzielę oficjalne zamknięcie festiwalu, które uświetni ostatni film Romana Polańskiego "Wenus w futrze". Jutro poznamy laureata Nagrody Publiczności.
Autor: Justyna Kobus/jk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Opus Film