Miejsce koncertu trzymali do ostatniej chwili w tajemnicy. Bilety pojawiły się w sprzedaży zaledwie kilka godzin przed występem.
- Zapłaciłem u konika 900 dolarów i nie żałuję, bo koncert był wart każdego centa. Powiedziałem mojemu synowi, że występ Jaggera był drugim najpiękniejszym momentem w moim życiu, pierwszy to oczywiście jego narodziny - powiedział jeden z uczestników koncertu.
Cała akcja rozegrała się w niecałą dobę. W środę rano czasu lokalnego Rolling Stonesi napisali na Twitterze, że wystąpią wieczorem w jednym z hollywoodzkich klubów. Bilety pojawiły się w sprzedaży internetowej w południe, kosztowały pięć dolarów. Kilka godzin później zespół podał fanom adres - Fonda Theatre. Na scenę weszli tuż po ósmej wieczorem.
On stage tonight at the @FondaTheatre #StickyStones Photos by Kevin Mazur pic.twitter.com/dSeX0Buv9v— The Rolling Stones (@RollingStones) May 21, 2015
Stare, ale nowe
Wczorajszy występ, choć niezaplanowany, należy do trasy promującej album "Sticky Fingers". Zespół nagrał go w 1971 roku, ale w czerwcu pojawi się na rynku oraz w sieci jego reedycja - wzbogacona o niepublikowany wcześniej materiał, między innymi nagrania z koncertu w londyńskim klubie Marquee, czy wersję "Brown Sugar" nagraną z Erickiem Claptonem.
#StickyStones Countdown to showtime! Tonight's setlist will be tweeted song by song here on twitter, stay tuned! pic.twitter.com/zUiGJrZ50S— The Rolling Stones (@RollingStones) May 21, 2015
A co na bis?
Do sali w Ford Theatre nie można było wnieść telefonów ani aparatów fotograficznych, ale zespół wrzucił w czwartek rano kilka zdjęć na Twittera, w tym listę wykonanych podczas koncertu utworów. Na bis Stonesi zagrali "Rock me Baby" na cześć zmarłego w zeszłym tygodniu muzyka BB Kinga.
#StickyStones loaded setlist at load out! pic.twitter.com/HQEoYPyV3U— The Rolling Stones (@RollingStones) May 21, 2015
Za kilka dolarów więcej
The Rolling Stones zorganizowali pierwszy występ-niespodziankę dwa lata temu, też informując fanów przez Twittera. Wtedy wejście kosztowało dwadzieścia dolarów oraz kilka godzin stania w ogromnej kolejce do kasy. Dla porównania: w tej chwili najtańszy bilet na koncert z oficjalnej trasy "Sticky Tour" ma cenę 80 dolarów, najdroższe bilety VIP to wydatek prawie 2 tysięcy.
Gang w Nowym Jorku
Niespodziankę, i to darmową, zrobił przechodniom w Nowym Jorku zespół U2. 6 maja tego roku Irlandczycy przylecieli na nagranie "The Tonight Show". W drodze do studia zatrzymali się na dworcu Grand Central Station i, dla rozgrzewki, zagrali "Angel of Harlem". Lider grupy, Bono, powiedział kiedyś, że jest to jego ulubiony utwór do wykonywania na żywo. Tym razem widzowie mieli przy sobie telefony i aparaty.
Unbelievable! U2/Jimmy Fallon performing at Grand Central #onlyinnewyork #grateful #jimmyfallon #u2
Film zamieszczony przez użytkownika Regine (@regineem) 4 Maj, 2015 o 6:57 PDT
Sto lat za Beatlesami
Pionierem spontanicznych występów jest zespół z Liverpoolu, który w styczniu 1969 roku zaskoczył przechodniów grając na dachu budynku przy Sevile Row 3. Na liście utworów znalazły się "Get Back", "Don't Let Me Down", "I've Got a Feeling","One After 909", "Dig a Pony". Po kilkudziesięciu minutach granie pod gołym niebem przerwała policja.
I choć występ nie był wcześniej reklamowany, The Beatles planowali go przez kilka tygodni. Jak się potem okazało, był to ich ostatni publiczny koncert, a dziewięć miesięcy później, we wrześniu 1969 roku, zespół się rozwiązał.
Autor: sol/ja / Źródło: tvn24.pl, latimes.com