Jak zapamiętamy drugie dziesięciolecie XXI wieku w literaturze? Głównie przez pryzmat twórczości Olgi Tokarczuk, na co zgodnie zwrócili uwagę Max Cegielski, Justyna Sobolewska oraz Justyna Suchecka. - Myślę, że to kończące się dziesięciolecie to literacki świat dystopii. Z dużą uwagą pochylamy się nad tym, że świat nam się kończy - podsumowuje Suchecka.
Jak zapamiętamy lata "naste" XXI wieku (2010-2019 włącznie)? Co działo się w tym czasie w muzyce, filmie i literaturze? Po jakie książki z tego dziesięciolecia będą sięgać przyszłe pokolenia? Na te pytania odpowiadają dziennikarze i krytycy literaccy.
Max Cegielski, pisarz, dziennikarz, współprowadzący "Xięgarnię" TVN24.
Literackie podsumowanie dziesięciolecia należy zacząć od tego, co ją zamyka, czyli Nobla dla Olgi Tokarczuk, który, w związku z jej zaangażowaniem społecznym i politycznym, daje nadzieje na konsekwencje nie tylko w dziedzinie kultury. Obawiam się jednak, że najważniejszy laur o światowym zasięgu nie odzwierciedla sytuacji polskiej książki. Tokarczuk jest pisarką na tyle osobną, że nagroda pojawia się raczej pomimo niż dzięki rozwojowi pisarstwa w kraju, choć znajdzie się wielu, którzy będą usiłowali się pod nią podczepić. Nawet wicepremier i minister kultur Piotr Gliński, który lektury "Ksiąg Jakubowych" nie był w stanie dokończyć i prawicowy obóz władzy, chcieliby uznać liberalną autorkę za swojego człowieka, za polską autorkę. Pytanie jednak, czy jej ogromny sukces nie dokonał się jakby wbrew czy obok ogólnych tendencji w literaturze?
Pierwszą z nich jest profesjonalizacja. Dekada 2010 - 2020 to przede wszystkim okres powstawania nowych i umacniania się roli festiwali literackich oraz związanych z nimi nagród, a co za tym idzie wsparcia dla autorek i autorów oraz promocji czytelnictwa. Mamy ważne i dobrze promujące się nagrody zarówno dla poetek i poetów (np. Wrocławska Nagroda Poetycka Silesius) jak i dla autorek oraz autorów biografii, dla których powstała oddzielna, specjalistyczna Górnośląska Nagroda Literacka "Juliusz" przyznawana w Rybniku. Inaczej niż dziesięć lat temu nagrody przyznawane są w różnych podkategoriach, np. za debiut (krakowska Nagroda Conrada przyznawana w trakcie festiwalu, który sam został uhonorowany Nagrodą EFFE, a także Writers Academy Penguin Random House i Londyńskich Targów Książki). Festiwale współpracują między sobą, tworzą silną sieć, ale niestety nie wspieraną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Finansowo utrzymywane są głównie przez samorządy, pytanie więc czy utrzymają dalej swoją pozycję przy kurczących się lokalnych budżetach.
Wiąże się z tym inna kwestia: bywając na wielu festiwalach mam wrażenie, że spotykam tam wciąż te same, sprawdzone nazwiska. Tak jakby trudno było się odważyć na zaproszenie najciekawszych – bardzo młodych autorów. Do nich należą nazwiska z serii prozatorskiej awangardowej, krakowskiej "korporacji Ha!Art", które najciekawiej wieńczą to dziesięciolecie. W kolejnym dziesięcioleciu należy przyglądać się (i zapraszać) np. Annę Mazurek z quasi kryminalną powieścią "Dziwka" czy Natalię Suszczyńską, która wydała w kończącym się roku radykalne społecznie oraz artystycznie "Dropie". Relatywny brak tych nowych twarzy jako festiwalowych gości można uznać za niebezpieczny aspekt profesjonalizacji i co za tym idzie komercjalizacji rynku. Bardziej opłaca postawić na starych, sprawdzonych autorów, którzy na pewno przyciągną publiczność, niż zaproponować kogoś niepewnego, nowego. Tymczasem Ha!Art skończyła właśnie 20 lat, a swoje drugie dziesięciolecie zamyka nominacją do Nike dla Juliusza Strachoty za "Turystę polskiego w ZSRR" oraz przemilczaną w kraju europejską nagrodą literacką dla "Frajdy" Marty Dzido. I w pewnym sensie mam wrażenie, że takie książki zdefiniują w oczach potomnych tę dekadę.
Obawiam się jednak - choć przez lata sam pisałem książki non-fiction - że to nie reportaż, ani biografia czy esej zostaną na dłużej zapamiętane. Choć dziesięciolecie zdominowana było sukcesem tych form, zarówno rynkowym jak i artystycznym (np. ostatnie trzy edycje Nagrody Literackie Nike trafiły do Mariusza Szczygła, Marcina Wichy i Cezarego Łazarewicza), to ilość, niestety, coraz rzadziej przechodzi w jakość. Autorzy, chcąc utrzymać się ze swojej pracy, piszą za dużo i zbyt szybko, tak jak w branży kryminałów. To znów wynik pozytywnej profesjonalizacji, pojawienia się na rynku agentów i agentek, filmowych i serialowych adaptacji. Na razie prozy, ale o ekranizacje aż się proszą niektóre biografie, szczególnie bardziej historyczne.
Jeśli to dziesięciolecie symbolicznie zamyka Nobel, to otwierała ją publikacja "Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olgi Tokarczuk w 2009 roku. Thriller - moralitet o zemście przyrody na oprawcach, ludziach. Wtedy idący pod prąd oczekiwań czytelniczych, postaw wobec natury, eklektycznie łączący konwencje. I takiej literatury, której z początku trudniej znaleźć czytelników, chciałbym więcej w Polsce w kolejnym dziesięcioleciu.
Justyna Sobolewska, dziennikarka, krytyczka literacka tygodnika "Polityka"
Dekada w literaturze jest okresem umownym. Jednak mijające dziesięć lat to przede wszystkim dobry czas dla polskich pisarzy, którzy zaczęli pisać w latach 90. minionego wieku - pokolenia Olgi Tokarczuk, Andrzeja Stasiuka. Skończyło się to Literacką Nagrodą Nobla dla Tokarczuk. Chociaż jest to czas po debiucie Doroty Masłowskiej, to nie było jakiejś wyraźnej rewolucji pokoleniowej, debiutów na jej miarę. Jej sztuka "Między nami dobrze jest" z 2010 roku przez kolejne lata naznaczyła swoją obecność bardzo mocno, zarówno w teatrze, jak i w telewizji.
Wydaje mi się, że w Polsce był to czas mieszania się gatunków. Właśnie w ostatnich latach było to wyraźnie widoczne. "Księgi Jakubowe" na przykład są powieścią, która przekracza granice, jest opowiadana na nowo. Pączkowała w nowych kierunkach, jest trochę esejem, trochę dziennikiem.
Ciekawe jest to, że do literatury powróciła tematyka wiejska, zwłaszcza u młodych autorów, jak Macieja Płazy czy Wioletty Grzegorzewskiej. Opowiadali wieś na nowo, ale była to wieś, której już nie ma, ta z przeszłości. Sięgali do języka, tradycji, jednym słowem prowincji. Myślę, że można to nazwać tryumfem prowincji. Krytyk literacki Marcel Reich Ranicki w 2000 roku zarzucał polskiej literaturze, że jest prowincjonalna. Swoją ocenę wygłosił po przekładach książek Olgi Tokarczuk, Magdaleny Tulli i Andrzeja Stasiuka. W pewnym sensie miał rację, taka jest nasza literatura, ale to też jest jej siła. Fakt, że "Księgi Jakubowe" dzieją się na obrzeżach wielkiego świata, sprawia, że ta książka jest dla tego wielkiego świata interesująca.
Był to również czas ciekawych debiutów. Wystarczy wspomnieć reportaże Małgorzaty Rejmer. Co prawda debiutowała w 2009 roku, jednak jej ostatnie dwie książki "Bukareszt. Kurz i krew" oraz "Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii" były naprawdę mocne. Ciekawa jest Wioletta Grzegorzewska, która nominowana była do Nagrody Bookera, a zatem od razu znalazła uznanie za granicą.
Tegoroczne nominacje do literackich Paszportów "Polityki" zdobyły trzy młode autorki: Weronika Murek, Dominika Słowik i Urszula Zajączkowska. Są to trzy bardzo mocne drugie książki w ich dorobku. Zobaczymy jak się będą rozwijać.
Światową literaturę naznaczyło przede wszystkim nazwisko Michela Houellebecqa, który opublikował swoje najważniejsze powieści: "Mapa i terytorium" oraz "Uległość". Natomiast David Foster Wallace, chociaż zadebiutował w latach 80., w Polsce zaistniał w ostatnich latach.
Justyna Suchecka, dziennikarka tvn24.pl
W ostatnim dziesięcioleciu - podobnie jak to było z kinem - przestaliśmy zachłystywać się literaturą amerykańską. Duże tytuły, które sprzedawały się w Stanach Zjednoczonych i mogły liczyć na ekranizację, stawały się u nas bestsellerami. W minionych latach natomiast uwagę czytelników przykuli twórcy europejscy. To zainteresowanie wyraziło się w tym, że jedne z najważniejszych literackich nagród świata - Nagroda Bookera oraz National Book Award - otworzyły się na literaturę nieanglojęzyczną, doceniając przekłady. Oznacza to, że świat zaczął czytać świat. Moim zdaniem stało się to dzięki dwóm autorom, których książki zdobyły ogromną popularność w Ameryce. Byli to Karl Ove Knausgard i Elena Ferrante. Sama Ferrante jest postacią arcyciekawą, ponieważ jest to jedynie pseudonim osoby, której tożsamość pozostaje nieznana. Dziennikarze najpoważniejszych magazynów zaczęły prowadzić śledztwa w poszukiwaniu osoby, która podaje się za Ferrante.
Zastanawiając się nad najważniejszymi książkami ostatniego dziesięciolecia, doszłam do wniosku, że są to głównie tytuły, które są mocno związane już nie tyle z filmem, co z serialem.
Mamy też inną perspektywę, która jest związana z globalizacją. Przez ostatnie dziesięć lat - chociaż w Polsce jeszcze nie jest tak bardzo zauważalne - rozwinął się rynek literatury "young adult". Wielu twórców wyspecjalizowało się w w pisaniu książek dla młodych dorosłych. Nikomu nie udało się powtórzyć sukcesu książek o Harrym Potterze - bestsellerowej serii dla młodszych czytelników. Jednak jeśli chodzi o pisanie dla nastolatków, to zrodziły się prawdziwe gwiazdy jak John Green. Książkami dla nastolatków zaczęli interesować się dorośli i zaczęto je traktować poważniej.
Myślę, że to kończące się dziesięciolecie to literacki świat dystopii. Z dużą uwagą pochylamy się nad tym, że świat nam się kończy. Wyraża się to w tematach związanych ze zmianami klimatu, ingerowania w ludzkie ciało, a także z zagrożeniami, wynikającymi z brakiem prądu, dostępu do systemów informatycznych czy wody. Ta część literatury odzwierciedla nasze współczesne lęki.
W moim odczuciu, ostatnie dziesięciolecie należy do Margaret Atwood, która była wśród faworytów do literackiej Nagrody Nobla. Pokazuje, że literatura może obrazować uniwersalne prawdy o świecie, które się nie starzeją. Wielki powrót po ponad 30 latach "Opowieści podręcznej" był efektem zainteresowania, jakie wzbudził serial, który pokazał, że problemy kobiet nie straciły na aktualności. Jednak Atwood początkiem XXI wieku zakończyła brawurową trylogię książką "Oryks i Derkacz", która czeka na swoją serialową odsłonę. Skupia się w niej na końcu człowieka, manipulacjach na żywych organizmach, wielkich korporacjach zamieniających się w zamknięte miasta dla wybranych. W mijającym roku pisarka opublikowała kontynuację "Opowieści podręcznej" - "Testamenty". Atwood stała się jednocześnie twórczynią, którą pyta się o przyszłość świata i zabiera świadomy głos jako reprezentantka ludzi, którzy troszczą się o losy świata.
Nie można zapominać o takich twórcach jak Colson Whitehead (autor powieści "Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki"), Chimamanda Ngozi Adichie (autorka "Amerykaany") czy George Saunders. W Europie był to czas Michela Houellebecqa, którego "Uległość" była wydarzeniem 2015 roku. Zresztą każda jego książka staje się wydarzeniem. Mam wrażenie, że Houellebecq cały czas piszę tę samą książkę, jest to ciągle dobra książka, która zmusza nas do myślenia i zastanawiania się nad kondycją współczesnego społeczeństwa. Nie zapominajmy, że o "Uległości" rozmawiał cały świat i spierał się o tę powieść.
Jeśli chodzi o Polskę, nie da się ukryć, że było to dziesięciolecie Olgi Tokarczuk, które przypieczętował literacki Nobel, chociaż pierwsze międzynarodowe sukcesy przyniosły jej wydane w Polsce w 2007 roku "Bieguni", ale które przetłumaczone zostały stosunkowo niedawno. Jednak literackim wydarzeniem tego dziesięciolecia były "Księgi Jakubowe”, które jeszcze długo przed Noblem przekroczyły nakład 200 tysięcy egzemplarzy, czyli na poziomie kryminałów. A przecież jest to to trudna książka historyczna, na tyle obszerna, że trudno ją zabrać do tramwaju.
W minionym roku wróciła również ze świetną książką Dorota Masłowska, która miała się skończyć razem z "Wojną polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną", a cały czas bardzo dobrze sobie radzi. Mieliśmy też szereg rewelacyjnych debiutów, jak Weronika Murek czy Anna Cieplak.
Nie da się ukryć, że w Polsce mamy również wspaniałe dziesięciolecie kryminału. Jeżeli martwi nas stan czytelnictwa w Polsce oraz smutne dane o tych, którzy nie czytają, to ci, którzy już czytają, po książkę sięgają głównie dzięki autorom kryminałów. Możemy się po trosze z tego zżymać, ale czy się nam to podoba, czy nie Remigiusz Mróz oraz Katarzyna Bonda mają godny pozazdroszczenia okres w swoim dorobku.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe