Prawie czterdzieści lat temu siedemnastoletni chłopak z Częstochowy założył kapelę, która dziś, po prawie czterech dekadach, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych zespołów na polskiej scenie muzycznej. Na dwunastu studyjnych albumach, które wydali, znalazły się kultowe piosenki, jak: "King", "IV Liceum Ogólnokształcące", "Warszawa" czy "Chłopaki nie płaczą". Przez skład przewinęło się kilkudziesięciu muzyków, którzy zagrali niezliczoną ilość koncertów. 35 lat później, w 2017 roku, założyciel i lider grupy Muniek Staszczyk podjął decyzję o zawieszeniu jej działalności.
W wakacje zeszłego roku media obiegła informacja o tym, że podczas pobytu w Londynie Muniek miał wylew. W szpitalach spędził ponad dwa miesiące, ale na szczęście wrócił do zdrowia. Zanim to wszystko się wydarzyło, rozpoczął pracę nad swoim solowym albumem "Syn miasta". Prace nad nim kończył już ze szpitalnego łóżka, a premiera płyty odbyła się w listopadzie 2019 roku. Teraz, razem z kolegami z T.Love, przygotowuje czterdziestolecie kapeli.
O zespole, latach na scenie, ale również o swoim zdrowiu, pandemii, a nawet polityce, Muniek Staszczyk opowiedział w rozmowie z Esterą Prugar.
Estera Prugar: Jak się czujesz?
Muniek Staszczyk: Ze szpitala wyszedłem rok temu, 11 września. Wcześniej nie zdarzyło się, żebym musiał być w szpitalu, a jak mnie trafiło, to od razu grubo. Ale jakoś wyszedłem z opresji i na początku była radość, że udało mi się uciec spod topora i ogromna miłość do ludzi, bo bardzo dużo od nich dostałem. Nawet tam, gdzie leżałem, z osobami, które często były w gorszym ode mnie stanie, a byli wśród nich też młodzi... I po tych dwóch i pół miesiąca wróciłem do domu, powoli zacząłem funkcjonować i też spotykałem ludzi, na przykład w sklepie, którzy okazywali mi taką normalną empatię. Mówili, że miło mnie widzieć.