Dziś premiera filmu Władysława Pasikowskiego "Jack Strong", thrillera politycznego opowiadającego historię płk. Kuklińskiego. Grająca żonę głównego bohatera Maja Ostaszewska, w rozmowie z nami podkreśla, że to opowieść o postaci tragicznej i bardzo samotnej. - Zależało mi bardzo na tym, by w filmie widoczny był też punkt widzenia żony bohatera, kobiety z charakterem, wspierającej, ale też samodzielnej w podejmowaniu ważnych, życiowych decyzji - zdradza aktorka.
TVN24.pl - "Jack Strong" to wybitnie męskie kino, typowe zresztą dla Władysława Pasikowskiego. W zasadzie poza pani rolą - żony płk. Kuklińskiego, nie ma w nim w ogóle postaci kobiecych, nie licząc epizodów.
Maja Ostaszewska: Rzeczywiście to szalenie męskie kino, ale ta moja postać pełni w filmie rolę szczególną - to za jej sprawą reżyser i zarazem scenarzysta filmu Władek Pasikowski, pokazuje również tę rodzinną, prywatną twarz płk. Kuklińskiego. Tym bardziej, że także i od tej strony patrząc, jest to postać tragiczna. Jak wiadomo za swój wybór życiowy, zapłacił ogromną cenę - także rodzinnego szczęścia, spokoju. A na koniec jeszcze stracił obu synów, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Ten film pokazuje również jak bardzo samotnym człowiekiem był Kukliński. Nie mógł przecież tym, co robił, podzielić się z najbliższymi, z żoną, której zaufanie, co pokazujemy w filmie, stopniowo tracił. Nie miała pojęcia czym się zajmuje, kiedy znikał na całe noce, czuła towarzyszące mu wielkie napięcie. Ale też zależało nam na tym, by pokazać ludzi, którzy bardzo się kochają, choć jest im szalenie trudno im z powodu okoliczności. Przecież żona Kuklińskiego bardzo cierpi, podejrzewa różne rzeczy, nie ma pojęcia co się z ukochanym mężem dzieje, a jednak cały czas jest bardzo blisko, zawsze przy nim stoi, wspiera go.
- Ten film to opowieść o człowieku, który w pojedynkę demoluje system, ale ryzykuje wszystko co osiągnął i co kocha. Słowem film o bohaterze. Miałam uczucie , oglądając go, że właśnie poprzez pokazanie trudnych relacji rodzinnych, reżyser go niejako "uczłowiecza".
M.O. - Myślę, że to było ważne dla Władka Pasikowskiego, który w moim odczuciu zrobił świetne kino gatunkowe, a nie chciał by jego bohater był pomnikiem ze spiżu. To się udało, w dużej mierze dzięki Marcinowi Dorocińskiemu, który sprawia, że jest to i bohater charyzmatyczny i tak zwyczajnie ludzki. I właśnie aby uwiarygodnić to jego "ludzkie" oblicze, trzeba było pokazać relacje z żoną i z dwoma synami, wcale niełatwe.
- Spotykała się pani z Hanną Kuklińską, żoną pułkownika? Wiem, że współpracowała z twórcami, na wstępnym etapie prac nad filmem.
M.O. - Nie, nie udało nam się spotkać, pani Hanna już wówczas źle się czuła. Za to bardzo wiele pomogły mi spotkania z panem Jerzym Koźmińskim, ambasadorem Polski w Stanach Zjednoczonych, w latach 90., który zajmował się procesem rehabilitacji Kuklińskiego i zaprzyjaźnił się wtedy z jego rodziną. Wspaniale o tym opowiadał i dla mnie podczas przygotowywania się do roli było to inspirujące. Wszystkie inne materiały dostępne dzisiaj, opisują samego Kuklińskiego, a nie jego żonę. W rozmowie z panem ambasadorem mogłam usłyszeć o pewnych cechach jej osobowości i zależało mi bardzo na tym, by w filmie widoczny i wyrazisty był też jej punkt widzenia. Usłyszałam od pana Jerzego, że była to kobieta z charakterem, wspierająca, ale też samodzielna w przypadku podejmowania ważnych, życiowych decyzji. Jest taka scena na lodowisku, kiedy Kukliński wiedząc o przygotowaniach do stanu wojennego, waha się, czy to dobry pomysł, by uciekali z Polski całą rodziną. Mówi, że może powinni zostać, bo wtedy zabiją tylko jego. Wtedy właśnie decyzję podejmuje żona, która mówi: "Nie, rodzina musi trzymać się razem, wszyscy jedziemy". Zależało mi, by tę jej silną osobowość pokazać. Swoją drogą, opowiedzenie historii Kuklińskiego, widzianej oczami najbliższej mu osoby, kobiety, też mogłoby być interesujące. No ale Władek robi, jak już powiedzieliśmy, takie typowo męskie kino.
- Kobiety w filmach Pasikowskiego pełnią funkcję ozdobników, no i nie są istotami umilającymi mężczyznom życie - są zdradliwe, bohaterowie zwykle cierpią za ich sprawę. Słynną, kultową kwestię z "Psów": "bo to zła kobieta była", można odnieść do wszystkich postaci kobiecych w jego filmach. Jak pani się z nim pracowało?
M.O. Władek opowiada kino przez pryzmat męskiego, silnego bohatera, moim zdaniem kobiety w jego filmach są najczęściej po prostu zagubione... Mnie pracowało się z nim znakomicie, od początku świetnie się rozumieliśmy. To reżyser, który doskonale wie czego chce i bardzo precyzyjnie to wyjaśnia. Praca z nim jest też, powiedziałabym… dość szybka - wymaga pełnej koncentracji od aktora, jedna, dwie próby, a potem już włączamy kamerę. Dubli też zwykle jest niewiele. Sama przyjemność. Muszę powiedzieć, że ogromne się cieszę, że mogłam wziąć udział w tym projekcie. Poza tym praca z takimi partnerami na planie jak Marcin Dorociński, który stworzył kolejną wielką kreację i w ogóle z całą ekipą, to fantastyczna sprawa. Wspaniali są też odtwórcy ról członków KGB - co ciekawe nie Rosjanie a Ukraińcy. Oleg Maslennikov w roli Kulikowa stworzył moim zdaniem zupełnie nieprawdopodobną kreację. Film już widziałam i uważam, że jest naprawdę bardzo dobry. Najbardziej podoba mi się, że nie jest martyrologiczną opowieścią z cierpiącym bohaterem, ale trzymającą w wielkim napięciu od pierwszej do ostatniej sceny historią.
Autor: Justyna Kobus/jk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe