Ponad 100 tys. negatywów za 380 dolarów - tyle zapłacił człowiek, który odkrył fotografię Vivian Maier - niani, która robiła zdjęcia na ulicach Nowego Jorku i Chicago lat 50. i 60. Zachwycony pracami usiłował odszukać autorkę. Bezskutecznie. Na jej ślad naprowadził go dopiero... jej nekrolog. I nakręcił film "Szukając Vivian Maier", w którym próbuje odpowiedzieć na pytanie, jaką skrywała tajemnicę.
- Mieszkam naprzeciwko domu aukcyjnego. Tam znalazłem pudło pełne negatywów. Zapłaciłem za nie 380 dolarów - mówi John Maloof. 380 dolarów za około 100 tys. negatywów, 700 niewywołanych filmów i taśm filmowych.
Był rok 2007. Fotograf i filmowiec John Maloof klatka po klatce odkrywał rzeczywistość Chicago i Nowego Jorku lat 50. i 60.: czarnoskórych, robotników, biedaków, przypadkowych przechodniów, dzieci. Wywoływane czarno-białe fotografie nie były nudną dokumentacją, ale fascynującym obrazem świata twarzy, przepięknych portretów, dostrzeżonych małych gestów zwykłych ludzi.
Uliczne sceny, choć zwyczajne, pozbawione były banalności. Bo Vivian Maier bardzo przenikliwie obserwowała otaczający ją świat.
Niania, która pasjonowała się fotografią
Odkryte przez niego fotografie krytycy porównywali do twórczości Elliota Erwitta, Diane Arbus i Garry'ego Winogranda. Vivian Maier została uznana za jedną z najważniejszych artystek XX wieku. Galerie, między innymi w Nowym Jorku, Chicago, Los Angeles czy Londynie, zaczęły zabiegać o możliwość pokazania jej prac. Niani, która pasjonowała się fotografią. Bo tylko tyle było o niej wiadomo.
Pierwsze zeskanowane zdjęcia Maloof umieścił na blogu i, prosząc o pomoc internautów, próbował odnaleźć autorkę. - Nie wiedziałem o niej zupełnie nic. I tak naprawdę nie było o niej żadnych informacji, aż do jej nekrologu, który pojawił się w 2009 roku - wspomina.
Idąc tym tropem dotarł do ludzi, u których pracowała. - Im bardziej zafascynowany byłem tą postacią, tym bardziej oddawałem się śledztwu. Te poszukiwania stały się podstawą filmu - wyjaśnia, dlaczego zrobił "Szukając Vivian Maier", który trafił właśnie na ekrany polskich kin. I dlaczego zaczął dociekać, kim była autorka zdjęć, których stał się właścicielem? Skąd pochodziła? Jak wyglądała? Jak żyła? Dlaczego nikomu nie pokazała efektów swojej pracy?
Urodziła się w Nowym Jorku w 1926 roku i przez pewien czas żyła we Francji, skąd pochodziła jej matka. W 1951 roku powróciła do Nowego Jorku. Pięć lat później przeprowadziła się do Chicago, gdzie przez resztę życia pracowała jako niania, opiekując się dziećmi z zamożnych rodzin. W wolnym czasie, robiła zdjęcia, których nigdy nikomu nie pokazała, a większości nawet nie wywołała.
"Nigdy nie otwieraj tych drzwi"
- Mieszkała u nas na poddaszu. Jedną z pierwszych rzeczy, o które mnie poprosiła było zamontowanie zamka u jej drzwi. Obowiązywał tu zakaz wstępu - wspomina jedna z pracodawczyń Vivian Maier. - Powiedziała mi: "Nigdy nie otwieraj tych drzwi".
"Zamknięta w sobie", "ekscentryczna", "dziwna", "specyficzna" - takimi słowami opisują nianię. - Dziwnie się zachowywała. Chomikowała rzeczy. - Zabierała nas na spacer do najgorszych dzielnic - opowiada jedna z jej dawnych podopiecznych, opisując, że w czasie tych pieszych wędrówek niania była zajęta tylko swoim aparatem.
Średnioformatowy Rolleiflex pozwalał jej robić zdjęcia tak, by fotografowani o tym nie wiedzieli. Aparat zawieszony na szyi nie wymagał podnoszenia go do oczu, by zrobić zdjęcie. Patrzy się przez specjalny układ luster, z góry, a nie przez wizjer. W ten sposób mogła robić zdjęcia niepostrzeżenie, ale sama była dostrzegana.
Osoby, do których dotarł Maloof, opisują dużą kobietę, chodzącą żołnierskim, topornym krokiem. Odważnie zbliżała się do fotografowanej osoby. Jakby sprawdzała, jak blisko można podejść do drugiego człowieka. Robiła zdjęcie i znikała.
"Dlaczego, k...a, nie pokazałaś mi swoich prac?"
Często też odchodziła od rodzin, u których mieszkała na czas wykonywanej pracy. Nie sprawdzała się. Tajemnice, ukrywanie gromadzonych rzeczy, zmiany nastrojów - to ekscentryzmy, na które rodzice nie byli w stanie zbyt długo przymykać oczu.
Większość z jej pracodawców nie wiedziała, jak naprawdę niania się nazywa. Zdarzało się, że zmieniała wersje. Według jednej z nich była "Panną V. Smith". Nie wiadomo było skąd pochodzi. Miała dziwny akcent. Mówiła, że to francuski. Ale i to było poddawane w wątpliwość. O pasji fotografowania wiedzieli nieliczni.
- Gdybym mogła, zapytałabym ją: "Dlaczego, k...a, nie pokazałaś mi swoich prac?" Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami - mówi w "Szukając Vivian Maier" jedna z byłych pracodawczyń.
"Szukając Vivian Maier" to dokumentalna historia odkrywania wybitnej fotografii i próba zrozumienia jej autorki. Film można oglądać w kinach, a do 23 czerwca, w warszawskiej Leica Gallery, trwa wystawa zdjęć amerykańskiej niani.
Autor: Joanna Łopat, am/kka/zp / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gutek Film | Vivian Maier